Strony

sobota, 24 grudnia 2011

SANCTUARY - Refuge Denied (1987)


Warrel Dane to dość znana osobistość w metalowym światku, przede wszystkim za sprawą takich kapel jak WARREL DANE, czy też NEVERMORE. Często zapomina się w tym przypadku o jego pierwszym zespole, który się zwie SANCTUARY. Jest to jedna z tych kapel, która nie przetrwała próby czasu i właściwie jest znana z dwóch albumów. Założona została w 1985 r i znaczącą rolę w ich karierze odegrało demo, które zwróciło uwagę nie tylko słuchaczy, ale też i sławnych muzyków. Lider MEGADETH Dave Mustain był tak zachwycony że postanowił być producentem pierwszej płyty SANCTUARY. „Refuge Denied” to właściwie nie tylko patenty charakterystyczne dla MEGADETH, które przejawiają się w brzmieniu, w okładce narysowanej przez E.Repke i w konstrukcji niektórych utworów, ale słychać też amerykański power metal spod znaku METAL CHURCH, czy też mroczny heavy metal w stylu MERCYFUL FATE. Debiutancki lp to nie tylko mieszanka różnych patentów charakterystycznych dla wyżej wymienionych kapel, to także popis nie przeciętnych umiejętności muzyków. Pierwsze nazwisko które się rzuca na moje usta to Warrel Dane i tutaj mamy jego młodziutki wokal, taki naturalny, czysty, nieokiełznany. Łączy on w sobie manierę Kinga Diamonda i Roba Halforda, stawiając na klimat, zadziorność, charyzmę, stawiając na emocję w wysokim rejestrach. Tuż za nim jest duet gitarzystów Blosl / Rutledge który tworzy idealny podkład pod wokal Warrela. Jest ciężar, jest drapieżność i mrok, stawiając na bardziej skomplikowane , wręcz połamane linie melodyjne, nie tracąc przy tym odpowiedniego podkładu energii. Listę osób godnych wyróżnienia zamyka sekcja rytmiczna tworzona przez perkusistę Budbilla i basistę Shepparda, a wszystko za sprawą urozmaicenia i dynamiki, które jest charakterystyczna dla amerykańskiej sceny. Wpływ Dave Mustaina jako producenta da się usłyszeć na tym albumie i już otwierający „Battle Angels” pod względem melodii i techniki przypomina kompozycje MEGADETH. Również podobne wpływy można wyłapać w dynamicznym „Die For My Sins”, czy też w drapieżnym „White Rabbit” gdzie gościnnie zagrał sam Dave Mustain. Mroczne granie oparte na patentach znanych mi z płyt MERCYFUL FATE słychać w „Termination Force”, „Sanctuary”, czy też w „Ascension To Destiny”, w których to również lubią się pojawiać wstawki bardziej balladowe. Natomiast dużo amerykańskiego heavy/ power metalu w stylu METAL CHURCH można uświadczyć w stonowanym „Soldier Of Steel”, rozpędzonym „The Third war” czy też w balladowym „Veil Of Disguise”, który przypomina METAL CHURCH z ery Mike'a Howa. Tak więc mamy wyważenie materiału między mrokiem,ciężarem i thrash metalowym światem, a tym heavy metalowym. Większych wpadek nie ma, poza jedną, którą się zwie monotonność wynikająca z faktu, że zespół zbytnio nie kombinuje z stylem serwując od początku pewien sprawdzony patent. Motorem napędowym tego albumu, jak i zespołu są sami muzycy, w tym Warrel Dane. W 1990 zespół się rozpadł w wyniku braku porozumienia między muzykami i tak o to Dane i Sheppard po wędrowali do NEVERMORE. Fanów SANCTUARY ucieszy fakt, że zespół się reaktywował w 2010 roku. Pozostaje tylko teraz wyczekiwać na album przynajmniej tak dobry jak debiut. Ocena: 8/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz