W roku 2011 powrócił po latach amerykański DEATH MASK, który przez długi czas był zespołem jednej płyty, która się ukazała w latach 80. Przyczyny rozpadu właściwie upatrywać w owym debiucie, który ukazał się w 1986 roku czyli w „Spilt The Atom”, który właściwie zaliczyć należy do albumów jednych z wielu, gdzie jest mało cech, które pozwalałyby wyróżnić ten album na tle innych. To co gra DEATH MASK można śmiało określić speed metalem i w owym stylu bez problemu doszukamy się chwytliwych melodii, bez problemu znajdziemy energiczne, zadziorne partie gitarowe, ale to wszystko gdzieś pojawiło się na wielu innych albumach innych zespołów i to jest jedna z największych wad tego albumu – wtórność. Swoje trzy grosze do minusów dorzuca też garażowe brzmienie albumu, na szczęście na tym koniec przykrych informacji. Muzycy znają się na swojej robocie i tak Benny Ransom grać potrafi na gitarze i o tym się można przekonać za sprawą każdej kompozycji znajdującej się na „Split The Atom”. Umie wygrywać melodyjne, zadziorne riffy, a także szalone solówki, pełne finezji jak ta choćby w „Lust For Fire”. Również co potrafi zauroczyć w muzyce DEATH MASK to bez wątpienia Steven Michaels, który jest specjalistą od krzyków, od śpiewania w górnych rejestrach. Choć nie jest to oryginalne granie, to jednak cechuje się niezwykła melodyjnością, przebojowością co słychać już w otwierającym „Split The Atom” . DEATH MASK może nie jest najlepszy pod względem technicznym, ale radość jaką niesie z swoją muzyką i przepływ pozytywnej energii jest tutaj bardzo wymowne. Prosty riff, łatwo wpadający w ucho refren, krótka i energiczna solówka to cechy które przewijać się będą niemal przez cały materiał. DEATH MASK nie kryje się z miłością do brytyjskiego metalu, co słychać w przebojowym „I'm Dangerous” gdzie można znaleźć coś z MOTORHEAD. Również dużo brytyjskiego metalu spod znaku IRON MAIDEN można usłyszeć w „Reign”, który jest utrzymany w średnim tempie. W podobnie wyważonym tempie jest utrzymany nieco posępny „Walk Alone”, w którym przejawiają się elementy hard rocka. Najlepiej się oczywiście sprawdzają speed metalowe petardy, czyli ocierający się o thrash metal „Tortured Mind”, rozpędzony „Nightmares” czy też nieco punkowy „Hell Rider”. Nie da się ukryć, że z szybszymi kompozycjami zespół radzi sobie nie najgorzej, ba to w tej formie najlepiej brzmią. Tak więc z jednej strony miły odsłuch zagwarantowany przez przebojowy charakter materiału, a z drugiej granie jakiego pełno co przemawia za wtórnością. Złotym środkiem jest uznanie owego „Split The atom” za udany album, który nie można zaliczyć ani do gniotów, ani do wybitnych krążków, ale czas spędzony przy muzyce DEATH MASK nie można uznać za stracony. Niestety wtórność i brak szerszego grona słuchaczy doprowadziło do rozpadu kapeli. Ocena 7/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz