Strony

poniedziałek, 2 stycznia 2012

SAVAGE MESSIAH - Plague Of Consience (2012)

SAVAGE MEESIAH dużymi krokami zbliża się do premiery swojego trzeciego albumu, ale już prawie od miesiąca można się delektować nowym wydawnictwem, który zostało zatytułowane „Plague Of Conscience”. Kapela została założona w 2007 r z inicjatywy gitarzysty i wokalisty Dave’a Silvera i w tym samym roku zespół mógł zaprezentować całemu światu co leży im na wątrobie. Dość umiejętnie łączą thrash metalowe patenty z heavy metalem. Szkoda tylko, że nie potrafią jasno określić co bardziej, bo przez to niezdecydowanie nowy album zostaje ustawione na rozdrożu. Ci, którzy nie mieli większych uwag do poprzednich płyt, to mogą śmiało sięgać po „Plague of consience” , który się ukaże nakładem Earache Records. Reszta bardziej wymagających słuchaczy może sobie darować. To co zastanie podczas słuchania to soczyste, dopieszczone brzmienie, dobre umiejętności muzyków, które nie wykraczają poza granicę przyzwoitości i choć grać potrafią to nic z tego wiele nie wynika. Riffy, momentami są ospałe, solówki jakby odegrane na siłę, tylko po to by były, a sam proces komponowania chyba zaniedbano, bo ciężko tutaj o jakiś konkretny kąsek. Żeby nie było cały czas zrzędzę, przejdę może do kilku plusów które można tutaj wyłapać. Zespół potrafi komponować o czym można się przekonać na wstępie, bo otwierający „Plague of Conscience” jest agresywny, dynamiczny, ma dobry warsztat techniczny no i chwytliwą melodię czy refren i po wszelkich zapowiedziach i szumach wokół albumu spodziewałem się takiego albumu, niestety jest to jeden z nie wielu znakomitych utworów na albumie. W podobnej thrash/power metalowej formule utrzymany jest „Shadowbound” z popisami wokalnymi Deva Silvera, który pokazuje że potrafi piszczeć i że nie są mu obce górne rejestry. Do tego wora śmiało można wrzucić najostrzejszy na płycie – „Accuser” oraz nieco przekombinowany „Architects Of fear”.  Niestety im zespół bardziej się oddala od tej formuły tym gorzej. Słychać to w bardziej heavy metalowym „Six Feet Under the Gun” gdzie mamy ponury, monotonny motyw gitarowy i rozlazłą linią melodyjną. Podobne uczucia wzbudza u mnie komercyjny „In Thought Alone” , czy nijaki „Beyond a Shadow of a Doubt” gdzie zespół na siłę chce grac nowocześnie, mrocznie, wręcz młodzieżowo co nie wychodzi im najlepiej. Najgorzej było mi przebrnąć przez zamykający album 8 minutowy kolos „The Mask of Anarchy” bo brzmi to chaotycznie i mamy tutaj zbiór nie klejących się motywów czy melodii i jak dla mnie to zbyt rozlazłe i nijakie. Zbyt dużo kombinowania,  za mało prostych rozwiązań, za mało agresji, a za dużo komercji i łagodnego, młodzieżowego podejścia. Do tego to rozbicie pomiędzy thrash metalowym pędzeniem do przodu który słychać w otwieraczu, a tym co słychać w dalszej części, czyli młodzieżowego heavy metalu, który nie ma zbyt wiele do zaoferowania. Szkoda tylko, że ta znakomita okładka nie zdobi czegoś lepszego. Album przypadnie do gustu fanom ich wcześniejszych płyt, reszta niech sobie odpuści i niech spędzi te 50 minut w rytmach PRIMAL FEAR. Ocena 5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz