Miałem okres w swoim życiu że zacząłem się interesować nieco innymi gatunkami heavy metalowymi niż tylko heavy, speed, power, thrash metal. I tak zainteresowałem się metalcorem. Cóż w tym czasie przewinęło się wiele kapel i sporo z nich po prostu nie utkwiło w mojej pamięci na dłużej niż dwa dni. Jednak mimo wszystko z tamtego okresu została pamiątka w postaci walijskiego BULLET FOR MY VALENTINE, który powstał właściwie w 1998 r z inicjatywy gitarzysty, wokalisty Matthewa Tucka, gitarzysty Padgeta i perkusisty Moose Thomasa początkowo pod nazwą Jeff Killed John. Do tej pory kapela nagrała 3 albumy, z czego najbardziej przypadł mi do gustu ich drugi krążek zatytułowany „Scream Aim Fire” gdzie zespół nieco odchodzi od emocoru z debiutanckiego „Poison” na rzecz melodyjnej odmiany metalcoru gdzie przewijają się motywy heavy/ power metalowy co przyczyniło się poniekąd że ten album stał się dla mnie łatwiejszy w odbiorze i atrakcyjniejszy pod względem aranżacyjnym. Zespół wyróżnia się na tle innych młodych kapel bez wątpienia oryginalnym i wręcz charakterystycznym stylem dla nich. Jest agresja typowa dla gatunku metalcoru czy też thrash metalu, są harsh wokale, jest też czysty wokal który dominuje w ich muzyce tym samym identyfikując się z takimi gatunkami jak heavy/power metal. Po patenty charakterystyczny dla tych odmian metalu zespół sięga często gęsto w partiach gitarowych, w liniach melodyjnych. Mieszanka można rzec wybuchowa, ale nie ma mowy o jakieś chaotycznej papce, gdzie nie ma składu i ładu, oj nie. Tutaj jest wszystko wyważone w odpowiednich racjonalnych proporcjach i nikt nie poczuje się tutaj skrzywdzony. Zespół ma swój styl, ale nie kryje swoich inspiracji, którymi są IRON MAIDEN, METALLICA, MACHINE HEAD, czy też TRIVIUM. To co przesądziło o tym, że album wkradł się w moje łaski to nie tylko oryginalny styl, ale też w dużym stopniu czysto muzyczne umiejętności muzyków pod względem aranżacyjnym i kompozytorskim, który przejawia się w starannie przemyślanych aranżacjach, gdzie zadbano o każdy detal, o każdy riff, melodię, solówkę, tutaj nie ma przypadku, tutaj jest precyzja i determinacja, również przejawiający się w procesie kompozytorskim w ramach którego powstało 11 różnorodnych przebojów.
Metalcore to przede wszystkim dynamiczne granie, agresywne, ocierające się o nowoczesny wydźwięk i takich szybkich, rozpędzonych kompozycji oddające filozofię tego gatunku jest sporo. Lecz nawet w tego typu utworach jak „Scream Aim Fire”, „Eye Of The Storm”, „Waking the demon” można usłyszeć zaloty kapeli do bardziej melodyjnych odmian heavy metalu i tutaj słychać zainteresowania młodych gniewnych heavy i power metalem, a wymieszanie tego z patentami charakterystycznymi dla metalcoru czyni muzykę BULLET FOR MY VALENTINE naprawdę atrakcyjną i jedyną w swoim rodzaju. Ostry riff, uwypuklona chwytliwa melodia, do tego rozpędzona sekcja rytmiczna, przebojowość charakterystyczna dla wspomnianego właśnie heavy, power metalu. Biegłość muzyków zwłaszcza lidera Matthewa Tucka i Padge gwarantuje wysoki poziom aranżacyjny, bo są momenty szybkie, energiczne, pełne agresji, jak i bardziej dojrzałe, bardziej klimatyczne, oparte na wolnym tempie. W tej grupie utworów ma swoich prywatnych faworytów, a są nimi melodyjny „Dissapear” z melodiami w stylu IRON MAIDEN, zakorzeniony w thrash metalu „Take It out On Me” czy też zadziorny „Last To know” z prostym i zapadającym refrenem. Wspomniałem na wstępie że zespół na „Scream Aim Fire” bawi się różnymi elementami, gatunkami i choć jest etykieta metalcore to jednak nie trzeba być specjalistą żeby wyłapać patenty charakterystyczne dla innych gatunków. Różnorodność nie powoduje załamania harmonii i naruszenia tego ich charakterystycznego stylu. W takim „Hearts Burnt into Fire” to pierwszy z kawałków które się wyróżniają na tle innych. Ciekawe wplątanie hard rockowego feelingu i melodyjnego metalu, a nawet power metalu. Utwór na tle innych wyróżnia się lekkością i radosnym wydźwiękiem. Podobnie jest z „Deliver Us From Evil” gdzie też pojawia się coś z rocka, coś z melodyjnego metalu, a nawet pewien powiew progresywności. Nawet znalazło się miejsce w tym jakże dynamicznym repertuarze na romantyczną, nastrojową balladę „Say Goodnight” i nastrojowy „Forever And Always” który przejawia się jako najbardziej rozbudowana kompozycja, który w przeciwieństwie do reszty utworów utrzymana jest w średnim tempie i bardzo pomysłowo została tutaj zaaranżowana perkusja.
Mój przypadek jest najlepszym dowodem, że nie trzeba być wielkim fanem metalcoru, jakimś wielkim znawcą tej dziedziny żeby polubić twórczość BULLET FOR MY VALENTINE. Album zaskakuje jak na ten gatunek, różnorodnością, przebojowością i niezwykła melodyjnością. Wysoki poziom umiejętności muzyków, dopieszczona produkcja i wyrównany repertuar zapewniają na około 50 minut rozrywkę na najwyższym poziomie.
Ocena: 10/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz