Strony

czwartek, 19 kwietnia 2012

CARRION - Evil Is There (1986)


Jednym z takich nieco zapomnianych diamentów muzyki trash metalowej z lat 80 jest bez wątpienia szwajcarski CARRION. Zbyt dużo o samym zespole nie wiadomo i nie wiele informacji przetrwały do dnia dzisiejszego. Co wiadomo na ich temat to że został założony w 1983 roku , jak również to że nagrali w 1985 roku dwa dema, i nagrali pod tą nazwą właściwie jeden album, by potem tworzyć pod nazwą POLTERGEIST. Ich debiutancki album zatytułowany „Evil Is There” który ukazał się w 1986 roku to właściwie dzieło, które przetrwało próbę czasu i do dziś zachwyca jak mało który album z gatunku speed/thrash metal. Fani takich kapel jak SLAYER, KREATOR czy też poniekąd MORBID SAINT na pewno przypadnie do gustu to co gra ten zespół. Gdybym miał opisać w kilku słowach ów album, to bym na pewno bym wykorzystał takie epitety jak agresja, przebojowość, dynamiczność, melodyjność, czy też mroczny wydźwięk. Co wyróżnia też ten album to to przede wszystkim dobrze przyrządzona produkcja albumu, gdzie jest nacisk na surowość i mroczny klimat.

Jednak czy można byłoby mówić o perfekcyjnym albumie gdyby nie duże przywiązanie do poziomu poszczególnych utworów? Czy owe wydawnictwo byłoby tak zachwycające gdyby nie fakt wykreowania równego materiału, który właściwie jest oparty na jednym motywie, na jednym pomyśle. Dla jednych fakt jednostajności może być udręką, a dla drugich prawdziwą ucztą. Album wypełnia 9 utworów trwających łącznie 35 minut, co sprawia że krążek nie męczy i łatwo zapada w pamięci. Nie trzeba zagłębiać się w muzykę CARRION, żeby stwierdzić kto odgrywa najważniejszą rolę w zespole. Już od pierwszych nut „Shark Attack” słychać, że najwięcej roboty ma nie kto inny jak Vo Pulver, który podzielił funkcję wokalisty jak i gitarzysty. Co ciekawe w obu rolach się sprawdził znakomicie. Wokal nieco taki surowe, nieco mroczny, pełen agresji i słychać tutaj wpływy Mile Petrozzy z KREATOR, zaś jako gitarzysta stawia na melodyjność, agresję i dynamikę. Nie jest w żadnym wypadku chaotyczne, czy pozbawione harmonii. Takich kompozycji jak otwieracz jest znacznie więcej. Taki też jest złowieszczy „Antichrist” który prezentuje jak świetna na tym albumie jest sekcja rytmiczna, która jest i dynamiczna i nadająca albumowi niezwykłej mocy. CARRION to zespół który świetnie ukazuje dość nie typowe zjawisko w thrash metalu, a mianowicie przebojowość godną takich gatunków jak speed/heavy metal i świetnie to odzwierciedla utwór „Games of Evil” przy którym aż nie możliwe jest powstrzymanie się od headbanganingu. Tutaj bardzo ciekawie wyeksponowaną taki nieco przesiąknięty NWOBHM bas, nieco power metalowe wysokie rejestry wokalne Pulvera, a także niezwykłą melodyjność w partiach gitarowych. Oczywiście zespół też potrafi nieco urozmaicić kawałki, potrafi nieco bawić się różnymi motywami, melodiami i to słychać choćby w takim „Restless”. Coś w stylu „Games Of Evil” jest taki przebojowy „Demons Child” który oprócz ocierania się o speed/thrash metal można wyłapać pewne ślady power metalu. Zwłaszcza to można wyłapać w melodyjnych partiach gitarowych, czy też w takim chwytliwym refrenie, który przypomina mi choćby wczesny METAL CHURCH. Zupełnie inaczej zaczyna się z koeli taki „Avenger” gdzie zespół stawia na heavy metalową melodię, na spokojne tempo i można byłoby z tego zrobić całkiem przyjemną balladę, jednak czy pasowałoby to do reszty? Pewnie nie, dlatego szybko utwór przeradza się bodajże w najszybszą kompozycją na albumie. I takiej dynamiki, wyszkolenia instrumentalnego można tylko zespołowi pozazdrościć. Thomas Steiner odgrywa na tym albumie bardzo znaczącą rolę, bo właściwie w każdym utworze można poczuć ten mocny, budujący mroczny klimat bas i to słychać świetnie w takim „Evil Is there” gdzie znów oprócz typowego speed/thrash metalu, słychać patenty heavy metalowe jak i power metalowe. Kawałek dość zróżnicowany i nawet prosty refren spełnia się tutaj, gdyż bardzo łatwo zapada w pamięci, zresztą nie tylko ten aspekt szybko trafia do słuchacza. „Marschall Law” to kolejny killer na płycie, aczkolwiek co wyróżnia ten kawałek, to wyborne solówki, jak i bardzo urozmaicające utwór zwolnienia pasujące do takiego rasowego heavy metalowego kawałka. Oczywiście zaskoczenia nie ma w zamykającym „Torero” który jest w dalszym ciągu szybkim, agresywnym graniem które zespół prezentował od samego początku.

„Evil Is There” to album dopracowany pod każdym albumem, to dzieło skończone, które definiuje w zupełności gatunek speed/thrash metal, który uwypukla najważniejsze składniki tego rodzaju muzyki. A takie cechy jak równy, dynamiczny materiał, gdzie od początku wypełniają przeboje, mroczny klimat, czy też umiejętności muzyków, które śmiało można określić jako klasę światową. Jeden z najlepszych albumów thrash metalowych jakie słyszałem.

Ocena: 10/10

3 komentarze:

  1. Naprawdę dobry jest ten album ,dzięki za zamieszczenie tej recki bo nie wiem czy w innym wypadku zainteresował bym się tym dziełem. szkoda że wydali tylko 1 album.

    OdpowiedzUsuń
  2. No takie jest moje zadanie wrzucać recenzję, żeby zachęcać do zapoznania, staram się podzielać uwagę na starocie i nowości, co nie jest łatwe:P Z czasem przyjdzie mi wybrać na którym aspekcie bardziej się skupić. A zespół nagrał jeden album pod nazwą Carrion, potem tak jak w recenzji pisałem nagrywali pod nazwą POLTERGEIST i na ile to jest dobre nie mogę powiedzieć, bo nie słyszałem:P A carrion jak dla mnie fantastyczny:D

    OdpowiedzUsuń
  3. http://www.psychocydd.co.uk/details.php?id=37dd5aef8b535fd9467a84ab031a2127fbe85713
    Tu jest link do płyt POLTERGEIST. Narazie Przesłuchałem jedynkę i twierdzę że warto posłuchać "inteligentnego" trashu
    jaki serwuje ta kapela ma wiele ciekawych zagrywek i patentów których na próżno szukać w nowych wydawnictwach z pod znaku trash.

    OdpowiedzUsuń