Perkusista Scott Travis znany dzisiaj
przede wszystkim znany jest z występów w JUDAS PRIEST, czy
ANIMETAL USA. Warto zaznaczyć, że ten znakomity pałkarz zaczynał
swoją karierę w latach 80 w nieco mniej znanym zespole HAWK,
który również grał heavy metal, choć bardziej
zmieszany hard rockiem tym samym zbliżając styl owej kapeli do
gatunku określanego mianem hard'n heavy. HAWK nie jest na pewno
drugim JUDAS PRIEST i w amerykańskim zespole więcej jest patentów
charakterystycznych dla formacji DIO, czy też DOKKEN. Kapela została
założona w roku 1984 roku z inicjatywy gitarzysty Douga Marksa. I
nie muszę dodawać że jego wyczyny na debiutanckim albumie „Hawk”
z 1985 r są co najmniej dobre. Nie jest jakimś wirtuozem gitary,
ale gra z pasją, z oddaniem i jego warsztat techniczny budzi podziw.
Sporo finezyjnych solówek się pojawia na wspomnianym
wcześniej albumie i ten aspekt dostarcza sporo emocji słuchaczowi.
Podobnie zresztą jak dość znanym w metalowym świecie David
Defolt, który brzmi niczym Ronnie James Dio z wczesnego okresu
swojego zespołu. Ma ten sam ogień, charyzmę i wyszkolenie
technicznie i gdyby nie tego typu wokal, to materiał straciłby
sporo na atrakcyjności.
Zgrany zespół o intrygujących
umiejętnościach to połowa sukcesu jeśli chodzi o dobry album.
Trzeba też umieć stworzyć hity, kawałki które ruszą
słuchacza, trzeba stworzyć równy i w miarę ubarwiony
różnymi motywami materiał, a wszystko po to żeby uchronić
album przed zanudzaniem słuchacza, a to nie lada wyzwania, zwłaszcza
kiedy się wkracza na ścieżkę wtórności, którą
podążało w owym czasie masa zespołów. Trzeba przyznać,
że HAWK wyszedł z tego wyzwania obroną ręką. Już otwierający
„Tell The Truth” to kompozycja mocarna, z dudniącą
sekcją rytmiczną, ostrym riffem utrzymanym w średnim tempie, który
jest prowadzony wokalem w stylu DIO, nawet sama konstrukcja utwory i
jej charakter nawiązuje z udanym skutkiem do twórczości DIO.
W podobnej stylizacji utrzymany jest dynamiczny „Into The Sky”,
mroczny „Rulers The Night” , czy też rozpędzony „Can't
Fall In Love” . Ale nie ma mowy o graniu na jedno kopytu i już
urozmaicenie zostaje stosowane przy drugim utworze czyli „Fades
So Fast” który swoją innością, wyróżnia się
na tle typowych, rasowych heavy metalowych kompozycjach w stylu DIO.
Ten utwór ma w sobie hard rockową energię i szaleństwo, ową
lekkość i świetnie odnalazły się tutaj magiczne, klimatyczne
partie klawiszowe, kreujące niezwykłą przestrzeń i głębię.
Jedna z najlepszych kompozycji na albumie i właściwie taka próba
bycia oryginalnym najlepiej wychodziła zespołowi. Również
„Victims” mimo swojej heavy metalowej maniery, ma sporo
hard rockowego szaleństwa i tutaj co jest motorem napędowym to
pomysłowy motyw, lekka linia wokalna Davida i przebojowy charakter.
„Witches Burnning” to z kolei utwór na stawiony na
piękne, finezyjne partie gitarowe i jest to kolejna perełka. Mniej
ognia, ciężaru, a więcej lekkości, więcej klimatycznych,
intrygujących melodii i wszystko robi się nadzwyczaj atrakcyjne dla
słuchacza. To samo można napisać o zróżnicowanym „Battle
Zone” gdzie jest i dynamit i balladowe wstawki. No ileż w tym
ekspresji, ileż piękna, to trzeba posłuchać żeby uwierzyć. Nie
brakuje oczywiście i rasowych, lekkich, z dozą szaleństwa
przebojów zakorzenionych w hard'n heavy czego najlepszym
dowodem jest „The dream” czy bardziej stonowany „Perfect
Day”.
Wszystko brzmi tak jak powinno, jest i
pomysłowość jeśli chodzi o aspekt kompozytorski, jest staranność
i precyzja w aranżacjach, a nie banalne umiejętności muzyków
zapewniają nam odpowiedni poziom muzyki. Dopełnienie tego
wszystkiego jest odpowiednie wyselekcjonowane brzmienie, które
kiedy trzeba podkreśla zadziorność kompozycji, a jak trzeba to
uwypukla lekkość i podkreśla poszczególne instrumenty, czy
też wokal Davida. Mimo nagrania bardzo dobrego debiutu, kapela po
jakimś czasie się rozpadła. I choć reaktywowała się to jednak
poza wydaniem jeszcze jednego albumu nic więcej nie mieli do
zaoferowania światu. Szkoda, że tylko tyle.
Ocena: 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz