Po 8 latach przerwy z nowym albumem
powrócił niemiecki zespół power/heavy metalowy o
nazwie THE ORDEAL. Jest to niemiecka kapela, która gra miks
power metalu, progresywnego metalu, hard rocka, czy też heavy
metalu. Kapela zrodziła się w roku 2002 i swój debiutancki
album wydali w 2004 roku i niestety ale „Kings Of Pain” nie był
jakimś dobrym dziełem, o którym wypadałoby pamiętać. Co
się zmieniło w tej kwestii? Drugi album czyli „Descent From hell”
ma więcej atutów. A to mocniejsze brzmienie, a to kilka
ciekawszych melodii, to bardziej dojrzała gra muzyków, przy
czym znakomicie wypadają partie wokalisty Olivera Oppermanna, który
ma coś z Jorna, a coś z DIO i wpływów tego ostatniego
słychać nie tylko w wokalu, a także w niektórych
kompozycjach. Wokalista spisuje się nadzwyczaj dobrze, ma charyzmę
i potrafi stworzyć ciekawy klimat i jest to mocny punkt tego albumu.
Również można ciepło wypowiedzieć się o sekcji
rytmicznej, które jest tutaj dynamiczna, energiczna i potrafi
urozmaicić muzykę Niemców. Jednak na mocnym wokalu, kilku
ciekawych pomysłach i dobrym brzmieniu się kończy. Sporo nie
dociągnięć w kwestii aranżacji, kompozytorstwa materiału.
W czym tkwi problem? Partie gitarowego
duetu w postaci Kai Reuter / Dirk Rogon nie są porywające. Tak
brzmią ciekawie, nawet momentami pomysłowo, łącząc progresywny
charakter, z heavy/power metalową konwencją, jednocześnie nie
ukrywając swoich inspiracji, którymi tutaj bez wątpienia są
QUEEN, DIO, czy też MARILLION, co zresztą już słychać w
otwierającym „Descent From Hell” .
Ten utwór ukazuje że zespół potrafi grać, jest
zadziorne, mocno, ciężko, rytmicznie, ale brakuje jakiejś
zapadającej melodii, energii, czy też kopa. Jest to jak dla mnie
średni kawałek, który ukazuje, że zespół potrafi
grać w konwencji heavy/power metalowej co słychać po kompozycji,
lecz poziom zostawia wiele do życzenia. W podobnej formie utrzymany
jest „Black Rain”
z cięższym motywem i bardziej dynamiczniejszym charakterem jednak
też ma sporo nie dociągnięć. W tej konwencji najlepiej wypadają
kawałki przesiąknięte DIO, ASTRAL DOORS i mam tutaj na myśli
energiczny „Sinner's Addiction”,
czy też przebojowy „The Innocent”, które
są wzorem i kierunkowskazem dla dalszej twórczości zespołu.
Ciekawy pomysł był na balladę, co słychać w „Dragon
Tears” gdzie jest znakomity
klimat, lecz główna melodia nie trafia do mnie. Również
chybionym pomysłem jest komercyjny „Here Comes the
Flood” o progresywnym
zacięciu, czy też rozbudowany i urozmaicony „Second
Sun”. Materiał jest
urozmaicony, bo oprócz takowych rodzai mamy też heavy
metalowe kompozycje przesiąknięte DIO, co słychać w dynamicznym
„Dance With The devil”
czy też „Cyber Cross”
z rockowym zacięciem i elementami QUEEN.
Po
tak długim czasie można było stworzyć coś o wiele lepszego, coś
na bardzo dobrym poziomie. Było to możliwe, bo jest ciekawy styl,
są dobrzy muzycy, którzy potrafią grać, który mają
jakiś potencjał na nieco atrakcyjniejsze granie. „Descent From
Hell” to przeciętny album, który ma więcej wad aniżeli
zalet. Album, który ma 3-4 ciekawe kompozycje, a to na 11
kompozycji, to na godzinny materiał za mało. Ale kto wie może ktoś
znajdzie coś więcej w tym krążku niż ja? Wszystko jest możliwe.
Moja rada? Darować sobie i zachować cenny czas na coś lepszego.
Ocena:
4/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz