Granica między
współczesnym thrash metalem i power metalem zaciera się dość
często i nasuwają się tutaj takie tegoroczne kapele jak KREATOR, 3
INCHES OF BLOOD czy też w końcu PARADOX, który właśnie
wydał swój nowy album „Tales Of The Weird” będący 6
studyjnym krążkiem. To jest bardzo dobry przykład albumu, gdzie
zespół stylistycznie balansuje na granicy thrash metalu i
power metalu, przemycając elementy takich kapel jak DEATHROW,
SCANNER, VENDETTA czy też DESTRUCTION. Czy zespół w
odmienionym składzie jest wstanie nagrać dzieło, który
wzbudzi pozytywne emocje?
PARADOX został założony
w 1986 r i kapela w latach 80 nagrała dwa solidne albumy, jednak
potem kapela się rozpadła i wrócili dopiero w 2000 roku i
tak do dzisiaj zajmują ważne miejsce na rynku muzycznym jako
kapela, która gra solidny heavy/power metal jednak dwa
ostatnie albumy były tylko dobre i brakowało przede wszystkim
ognia, czy też ciekawych pomysłów. Wokal był wymęczony, a
partie gitarowe takie bez przekonania, bez mocy, bez wyrazu. Może i
było to solidne i słuchalne, to jednak nie było to granie, które
byłoby warte odświeżania i wracania do niego. Brakowało mi
przebojowości, dynamiki, pazura, który jest charakterystyczny
dla thrash metalu oraz melodyjności i przebojowości godnej power
metalu. Dopiero nowy album w postaci „Tales Of the weird”
dostarczył mi w pełni tego czego od dawna oczekiwałem od tego
zespołu. Co takiego się stało, że zespół w końcu nagrał
dopieszczony album pod względem wizualnym, technicznym, czy
kompozytorskim? Duża w tym zasługa nieco zmienionego składu
gdzie pojawił się nowy perkusista Daniel Budd i doświadczony w
bojach gitarzysta Christian Munzer, który znany jest choćby z
takich bandów jak MAJESTY czy CIVILIZATION ONE. To dzięki nim
muzyka PARADOX nabrała świeżości, jakby więcej mocy,
zadziorności i wszystko nabrało zupełnie innego wymiaru. Brzmienie
mocne, takie dość nowoczesne, ale w zupełności oddające
charakter kompozycji, czy też styl zespołu, co wcześniej było
raczej nieudaną próbą wykreowania czegoś takiego. Lider
zespołu Charly zalicza wzrost formy co zresztą słychać po tym jak
śpiewa, jakie partie wygrywa w duecie z Christianem i ta współpraca
między nimi układa się wyśmienicie. W końcu są jakieś
przemyślane, dobrze rozplanowane motywy, w końcu wszystko trzyma
się kupy i jest energiczne i przesiąknięte thrash metalem i co
ciekawe wszystko jest bardziej przystępne, łatwiejsze w odbiorze.
Te elementy wcześniej tak niebyły zadbane, nie trzymały takiego
wysokiego poziomu jak tutaj na nowym albumie i słychać, że zespół
się odrodził dorobił się własnego stylu i pewnej renomy.
Największe zmiany
słychać oczywiście w samych kompozycjach, które w
porównaniu z poprzednimi dziełami są o wiele ciekawsze dla
potencjalnego słuchacza. Więcej ostrych, zadziornych riffów,
więcej dynamiki, więcej thrash metalu, a także więcej
przebojowości. Album jest w miarę zróżnicowanym, bo
występują tutaj aż 3 bardziej rozbudowane utwory, które
przekraczają czas 6 minut. W tej kategorii mamy otwierający album
„Tales Of The Weird”, który jest pełen urozmaiceń
zwolnień, czy przyspieszeń i dzieje się tutaj sporo i co ciekawe
utwór nie przynudza, nie przytłacza swoją rozbudowaną
formą, a długie, rozwinięte solówki są tutaj dużą
atrakcją. „Fragile Allegiance” już nieco wolniejszy,
bardziej stonowany i z pewnością nieco za bardzo przekombinowany,
przez co traci na mocy i gdzieś tam zaliczam go do słabszych
utworów. Trzecim kolosem jest melodyjny, zadziorny
„Brainshwed” który jest petardą z prawdziwego
zdarzenia, w dodatku rasowym przebojem. Nie brakuje oczywiście
mocnych, energicznych kompozycji, gdzie króluje thrash metal i
świetnie to odzwierciedla szybki „Day Of Judgment” , czy
też melodyjny „Brutalized”. Bardzo przypadł mi do gustu
żywiołowy, nieco złowieszczy „Escalation” z bardzo
mocnym motywem, który łatwo wpada w ucho i nie wiem czy nie
jest to mój ulubiony kawałek z tej płyty. Nie pasuje mi do
całości instrumentalny „Zeitgeist”, który swoją
formą i wykonaniem bardziej prezentuje się jako wypełniacz. Na
koniec warto wspomnieć o „The Downward Spiral” , który
jest najbrutalniejszym utworem na płycie oraz o coverze RAINBOW , a
mianowicie „A Light In Black”, który wypadł
naprawdę przyzwoicie.
Kto by się spodziewał,
że kapela którą zapewne nie jeden słuchacz już dawno temu
skreślił nagra album naprawdę solidny, energiczny, dopieszczony,
żywiołowy a do tego z dominowany przez przeboje, które
zapadają w pamięci. Wyższa forma muzyków, zmieniony skład
dały efekt w postaci jednego z najlepszych albumów tej
niemieckiej formacji. Album naprawdę godny przesłuchania i
polecania znajomym. Dla fanów thrash metalu i power metalu
pozycja obowiązkowa. Miłe zaskoczenie pod koniec roku 2012.
Ocena: 8.5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz