Można przeboleć jeżeli
dany album przyozdobiony jest niskobudżetową okładką, można
zaakceptować niskiej klasy brzmienie, ale tylko wtedy, gdy muzyka
sama się broni, potrafi przykuć uwagę, zapewnić rozrywkę. Tak
też jest z BATON ROGUE, czyli heavy metalowym prosto z
Niemiec, który został założony w 1986 roku. Zespół
mało znany i w sumie nic dziwnego, skoro nagrał jeden album, który
nie odniósł też większego sukcesu, po czym kapela się
rozpadła, jednak ich debiutancki album „The wild Side of
Paradise” jest wydawnictwem, który może jest daleki od
ideału, ale jest na tyle solidnym że warto poświęcić mu wolny
czas.
Klasyczny niemiecki heavy
metal, gdzie słychać ACCEPT, SCORPIONS, a także bardziej hard
rockowe zespoły jak KROKUS czy też BONFIRE najbardziej pasuje jako
opis tego co gra ten niemiecki zespół. Na ich debiutanckim
albumie nie uświadczymy świeżości, ani też oryginalności,
również wokal Roberta Adolfa jest taki dość pierwotny,
nieokiełznany i niezbyt dopracowany, czy też oklepane motywy
gitarowe duetu Horndacher/ Adolf sprawiają,że owe wydawnictwo jest
dalekie od genialności. Fakt, to co usłyszymy na tym albumie to
wtórny, oklepany heavy metal, jednak szczery, melodyjny,
zadziorny i solidny. Można wytknąć, ze wokal Adolfa jest taki
niższych lotów i za mało w tym technicznego śpiewania,
można ponarzekać, że partie gitarowe są tutaj takie bez polotu,
bez werwy, jednak mimo tych wyraźnych nie dociągnięć muzyka się
broni. Powodem tego zjawiska jest fakt, że zespół gra bardzo
melodyjnie i prosto. Nie brakuje dynamiki, chwytliwości, czy też
przebojów. Tanie i surowe brzmienie, przeciętne umiejętności
muzyków nie zraziły na tyle, żeby nie dostrzec solidnych
kompozycji. Można tutaj nieźle się bawić i zrelaksować przy
stonowanym „Deep In The Night” o hard rockowym zacięciu,
z motywem przesiąkniętym ACCEPT. Rytmiczny „ Don't Go”
czy stonowany „Hot Blood Women” to kawałki utrzymane w
dalszym ciągu w konwencji hard'n heavy. Lekki i taki melodyjny jest
„Ain't No paradise”, zaś „Nightmare” jest
bardziej metalowy i nieco mroczniejszy od dotychczasowych kompozycji
i to pierwsza taka perełka warta uwagi. Najszybszym utworem na
płycie jest „Long way To win” i szkoda tylko że nie ma
tutaj więcej takich kompozycji, gdzie można wyłapać cechy NWOBHM,
heavy metalu i tutaj wszystko brzmi znacznie lepiej niż w tych hard
rockowych kompozycjach. Kompozycją na którą warto zwrócić
uwagę jest z pewnością spokojniejszy „Steller dreams”.
Niby wszystko jest, bo są
melodie, zadziorność, specyficzny wokal, mocne kompozycje, a jednak
czegoś brak. Może świeżości, ciekawych pomysłów co do
kompozycji? No bo oczywiste jest, że na dół ocenę ciągną
wyczyny muzyków oraz kiepskie brzmienie. Jest to kolejny
rzadki album z lat 80, nagrany przez kapelę która nie miała
rozgłosu, która nie osiągnęła sukcesu, ale zostawiła po
sobie debiutancki krążek, o którym mało kto pamięta. Nic
dziwnego, skoro jest to tylko solidny album bez elementu zaskoczenie
i jest to pozycja skierowana do fanów muzyki lat 80 i
kolekcjonerów rzadkich, mało znanych kapel.
Ocena: 6/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz