Udając się w podróż
muzyczną po kontynencie Australii nie tak łatwo jest znaleźć
ogromną liczbę ciekawych zespołów z pogranicza heavy/power
metalu, jednak co do tego kto jest najlepszy w tej dziedzinie nie ma
wątpliwości. Od roku 2003 kiedy wydali swój debiutancki
album „Sands Of Time” wpisali się do historii tego gatunku,
stając się gwiazdą. Gwiazdą, która wydawała kolejne
albumy i tylko umacniała swoją pozycję. Na czym polega fenomen
zespołu? Na czym polega ich sztuczka? Dlaczego zespół tak
intryguje? Każde pytanie ma znaczenie, przynajmniej dla zrozumienia
dlaczego ten zespół często jest określanym mianem
najlepszego. A mówiąc o najlepszych, to ich najlepszym
albumem jest dla mnie nieustannie „Silent Company”. Jest to jedno
z tych wydawnictw, które udowadnia, że można wykorzystać
znane patenty do wyższych celów, do stworzenia własnego
stylu, do osiągnięcia muzyki na wysokim poziomie. Co znajdziemy na
albumie? Jakie cechy go wyróżniają ? Na jakie utwory warto
zwrócić uwagę?
BLACK MAJESTY to kapela,
która została założona w 2001 roku i zyskała
zainteresowanie słuchaczy dzięki swojemu stylowi, dzięki swojej
muzyce, która mimo oparciu na znanych patentach wnosiła
powiew świeżości do gatunku melodyjnego heavy metalu i power
metalu. Fenomen tej kapeli polega na tym, że swój styl jest
na bezdrożu europejskiego power metalu w stylu HELLOWEEN, czy heavy
metalu typu IRON MAIDEN, a tym co preferują kapele z Stanów
Zjednoczonych. Choć swój styl opierają na znanych patentach,
to jednak nie ma mowy o kolejnym klonie IRON MAIDEN. Dlaczego? Bo ta
kapela bierze to co najlepsze z stylów obu kontynentów
i dodaje sporo od siebie. Muzyka tego zespołu, głównie
utrzymana jest w średnim tempie i tak było na debiucie i na „Silent
Company”. Z USA można wychwycić podniosłość, epicki wymiar, ta
powaga i melancholia, którą daje osobie znać w klimacie,
który tu jest kreowany przez muzyków, a także przez
ciepłe, takie głębokie brzmienie, które jest krystaliczne
czyste i pełne magii, z kolei konstrukcja melodii, sekcji rytmicznej
to już zaczerpnięcie z europejskich kapel. Jednak kapela daje
sporo od siebie, bo przecież miesza style z dwóch
kontynentów, miesza heavy metal z power metalem i
progresywnością, stawia na magię, świeżość, perfekcyjne
wykonanie. „Silent Company” to dzieło w którym nie sposób
oderwać się od wyczynów muzyków, od ciepłego,
czystego wokalu Johna Carveliego, który techniką i manierą
przypomina trochę Dickinsona i trochę Kiske, czyli dwóch
znaczących wokalistów w heavy/power metalu i John niczym im
nie ustępuje. Jest bardzo przekonujący, dobrze wyszkolony
techniczne, a poszczególne frazy wyśpiewywane przez niego są
tchnięte magią i niezwykłym klimatem. To dzieło całego zespołu,
tak więc nie można zapomnieć o świetnej pracy sekcji rytmicznej,
które odpowiada za dynamikę, czy zróżnicowanie, a
także wyczynów dwóch gitarzystów, którzy
lekką przepływają między poszczególnymi melodiami, którzy
potrafią stworzyć magiczny świat za sprawą swoich partii.
Uświadczymy właściwie full service, bo są i szybkie riffy, są
finezyjne solówki, progresywne motywy, ostre, drapieżne
riffy, ostrzejszy, mroczniejszy wydźwięk, czy stonowanie i
balladowy charakter. Nie da się nudzić przy takim zróżnicowaniu
i przy takim poziomie wykonania i zagrania poszczególnych
partii. Kompozycje to obok muzyków, stylu, dobrze wyważonego
brzmienia, czy też miłej dla oka, klimatycznej okładki kolejny
istotny atut tego wydawnictwa i dowód na to że mamy do
czynienia z materiałem z górnej półki. Wiemy już że
kompozycje są urozmaicone i utrzymane w heavy/power metalowej
formule, jednak warto wspomnieć o tym, że dominują tutaj
kompozycje długie, rozbudowane i w dodatku z takim wzbogaceniem
melodyjnym za sprawą klawiszy, które tworzą tajemniczy,
nieco mroczniejszy, poważniejszy klimat, który jest
nieodzownym elementem układanki BLACK MAJESTY.
Jak kupić słuchacza od
pierwszych dźwięków? Najlepiej mocnym otwieraczem, a „Dragon
Reborn” z pewnością takowym jest. Jest tutaj oczywiście IRON
MAIDEN, który daje o sobie znać w sferze sekcji rytmicznej, a
także w melodyjności, natomiast praca gitar, tempo momentami
nasuwa HAMMERFALL. Połączenie mogłoby się wydawać niemożliwe, a
jednak bardzo udane. Drugim kolosem na tym albumie jest „A
Better Way To Die”, który jest przesiąknięty IRON
MAIDEN, ale ten kawałek jest pełen niespodzianek i sporo tutaj
innych wpływów, w tym amerykańskich. Zgrabny kolos, w
średnim tempie, z dużym zapasem epickości. HELLOWEEN z najlepszych
lat i nieco IRON MAIDEN spotyka się w melodyjnym, przebojowym
„Silent Company”, który jest jednym z najlepszych
utworów jakie słyszałem w swoim życiu. Wiem utwór
prosty, taki dość lekki, przebojowy i pełen odesłań, ale jest
wyborny i zapadający na długo w pamięci. Nieco słabiej wypada
ballada, przesiąknięta bardowym klimatem rodem z BLIND GUARDIAN i
„Six Rebborns” gdzie słychać gościa Susie Gritchan to
utwór, który jakoś nie pasuje do reszty. W power
metalowej formule utrzymany jest „Firestorm” i tutaj
słychać Wielką Brytanie czyli IRON MAIDEN, a także włoską ,
francuską czy też niemiecką scenę. Jest też i ciężar co
słychać w „New Horizons”, mroczny, melodyjny metal w
„Darkened Room” gdzie jest elegancja, wtrącenie
akustycznej gitary i świetne balansowanie między melodyjnością i
lekkością. Szybkość, power metal uświadczymy oczywiście w
takich petardach jak „Never Surrender” czy „Visionary”.
„Silent Company” to
najlepszy album tej formacji, który pokazuje że można grać
pod styl IRON MAIDEN, wykorzystywać podobne patenty i jednocześnie
zaskakiwać słuchacza, dostarczając sporo świeżości,
wykorzystując i piętnując to co żelazna dziewica nie piętnuje.
BLACK MAJESTY to najlepszy zespół z Krainy Kangurów,
to zespół który wpisał się do historii melodyjnego
metalu/power metalu, to kapela która nagrała dwa świetne
albumy i do dziś sprawnie funkcjonuje i trzyma równie wysoki
poziom. Jeden z tych zespołów, które trzeba znać.
Gorąco polecam! Mistrz w swojej kategorii.
Ocena: 9.5/10
The best powermetal z Antypodów.
OdpowiedzUsuń