Nazwa BLACK ROSE zawsze
mi się kojarzyła z Kingiem Diamondem i jego pierwszą kapelą,
jednak się okazało istnieje też szwedzka kapela o takiej samej
nazwie, która istnieje na muzycznej scenie od 1990 roku i do
dzisiaj tworzy, czego dowodem jest premiera nowego albumu o nazwie
„Turn Of The Night”. Co gra owa kapela? Jaki jest ich nowy album?
Czy jest to wydawnictwo warte czasu, czy jest miłą rozrywką? Na te
i inne pytania odpowiedzi znajdziecie w dalszej części.
Szwedzki zespół
BLACK ROSE gra muzykę, którą można, a nawet należy
zdefiniować jako melodyjny hard rock/ heavy metal, gdzie można bez
większych problemów wytypować inspiracje szwedów
takimi zespołami jak PRETTY MAIDS, EUROPE, PINK CREAM 69, czy też
nawet RAINBOW w niektórych elementach. Jest to muzyka lekka,
przyjemna dla ucha, a w dodatku prosta, energiczna i bardzo
chwytliwa. Można więc śmiało stwierdzić, że nie ma problemów
z odbiorem i oswojeniem się materiału. Choć okładka nieco
kiczowata i taka odstraszająca, to jednak cała reszta trzyma dobry
poziom i potrafi dostarczyć pozytywnych emocji. Mowa tutaj o
soczystym hard rockowym, zadziornym brzmieniu, czy też o tym co
prezentują ze sobą muzycy. To właśnie ich ciężka praca,
zagranie swoich partii na dobrym poziomie przedłożyło się na to,
że mamy tutaj całkiem sporo interesujących kompozycji. Wokalista
Peter z hard rockowym wokalem, ze swoją zadziornością i specyfiką,
przypomina mi Redmana z PINK CREAM 69 czy też frontmana z KROKUS, co
uznaje za plus. Ogólnie jest to wokalista hard rockowy i
przekonuje to dobitnie w stonowanym, rytmicznym „The Bold and
The Beauty”. Zawsze istotnym
elementem w przypadku ocenianiu nie jest sfera gitarowa, czy
gitarzysta potrafi wygrać ciekawe riffy, potrafi wzbudzić
zainteresowanie, czy potrafi zapewnić rozrywkę, melodyjność
kompozycjom, czy jego solówki są energiczne i słuchając
tego co wyprawia Thomas Berg, stwierdzam że jest dobrym, solidnym
rzemieślnikiem który zna się na swojej robocie. Może jego
partie są nieco wtórne jak te które słyszę w
melodyjnym „Busted”,
ale to jest przykład, że bez względu na to czy wtórne czy
nie, to jednak chwytliwe i zapadające w pamięci, co jest już nie
małym sukcesem. Z kolei wyczyny sekcji rytmicznej można podziwiać
w rozpędzonym, heavy metalowym i przebojowym „My
Enemies”, który jest
prawdziwą petardą i chciałoby się więcej takich kompozycji.
Nawet solówki są tutaj żywiołowe i takie drapieżne, co już
czyni ten utwór najlepszym utworem na płycie. Materiał jest
solidny i w dodatku urozmaicony. Pojawia się spokojniejszy, nieco
komercyjny i bardziej rockowy „Rise Again”
z bardzo miłym refrenem, energicznym „Turn Of The Night”
z zapadającym motywem głównym, czy też koncertowym
refrenem. Do puszczania w radiu nadawałby się też z pewnością
hard rockowy „Never Let me Down”
czy „Our Wisdom”.
Obok otwieracza moim faworytem jest rozpędzony, utrzymany nieco w
klimatach DIO „Hunter”
który jest dynamiczną kompozycją z pazurem i melodyjnością.
Jak tu nie polubić takiego zajebistego kawałka?
Solidny,
wyrównany, energiczny materiał, przebojowy wydźwięk
kompozycji, zadziorność, zróżnicowanie, mocne, żywiołowe
riffy, no i pewny siebie wokalista o mocnym głosie, który
przykuwa uwagę od pierwszych sekund. Tak można by opisać nowy
album BLACK ROSE. Bardzo rockowy i miły dla ucha album, który
potrafi umilić czas. Gorąco polecam, zwłaszcza fanom hard
rocka/heavy metalu.
Ocena:
7/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz