Strony

sobota, 19 stycznia 2013

GIANT X - I (2013)


Po tym kiedy ogłoszono w 2009 roku że RUNNING WILD kończy działalność, to od razu gdzieś pojawiła się informacja , że lider zespołu Rock'n Rolf ma na uwadze pewien projekt, który miał zrealizować. Jednak potem pojawiła się informacja, że RUNNING WILD powraca z nowym albumem, który ukazał się w 2012 roku i „Shadowmaker” nie był wielkim powrotem, jednak od razu gdzieś krążyła informacja o wspólnym projekcie z Peterem Jordanem, który współpracowałem z Rolfem przy „Shadowmaker”. GIANT X, który skusił zapewne większość słuchaczy za sprawą „Burning Wheels” który brzmiał jak zaginiony track RUNNING WILD. Szum lekki się zrobił i w końcu zostało podane więcej informacji dotyczących pierwszego albumu GIANT X. Jest to projekt, gdzie mamy znów Rock'n Rolf i Petera Jordana, którzy nagrali „Shadowmaker” i poza nimi nie ma nikogo. Choć te same osoby to jednak album GIANT X jest inny, jest bardziej hard rockowy, bardziej rockowy, ale nie jest to taki kiczowaty projekt jak TOXIC TASTE w którym również brał udział Rock'n Rolf. Tutaj jest coś z heavy metalu typu JUDAS PRIEST czy też momentami RUNNING WILD, tutaj słychać coś z QUEEN, THIN LIZZY czy KISS i wpływów starego rocka jest pełno i pod tym względem jest to bardzo ciekawy projekt. To wyraźnie daje znać, że nie ma mowy o drugim RUNNING WILD, a raczej bocznym projektem gdzie muzycy mogą dać ponieść się swoim rockowym duszom. Czy debiutancki album” I” jest album na miarę geniuszu Rolfa? Czy jest to równie dobry album co ostatnie dokonania RUNNING WILD? No i ile w tym RUNNING WILD?

Zacząć trzeba od tego, że z RUNNING WILD nie wiele jest w GIANT X, no jest oczywiście wokal, ale i tutaj Rolf stara się momentami śpiewać dość lekko i tak hard rockowo, co sprawia że świetnie wpasowuje się w tą nieco inną konwencję, jest też oczywiście jego praca gitar, czy też wkład w kompozytorstwo i słychać to po utworach, bo są one bardzo chwytliwe i takie dość miłe w odsłuchu. Nie ma w tym za dużo RUNNING WILD, co nie oznacza, że nie ma wcale kawałka przesiąkniętego tym zespołem. Już otwierający „On a Blind Fight” ma riff, który bardzo przypomina ten z „Raise Your Fist” i jest gdzieś ta odpowiednia dynamika, ta szybkość, zadziorność i ten przebojowy refren i nie da się ukryć, że jest to utwór bardzo solidny i jeden z najlepszych na płycie. Gdyby było więcej takich kompozycji, to za pewne można by myśleć o nieco wyższej ocenie, a tak jest kilka irytujących momentów. Jednym z nich jest nijaka ballada „Nameless Hereos”, ale jest miłą ciekawostką i miło usłyszeć Rolfa w takiej komercyjnej konwencji. Słabo się prezentuje mało wyrazisty „ Go 4 it” który miał energicznym rockowym kawałkiem, a niestety okazał się słabym i nużącym utworem. Najcięższy jest tutaj „Friendly Fire” i jego przekombinowanie, silenie się na nowoczesny wydźwięk nie był dobrym ruchem i pokazał, że nie jest to właściwy kierunek dla tego projektu. Lepiej się prezentuje „R.O.C.K” choć tutaj pachnie mi to nie dopracowanie i TOXIC TASTE. Jest to średni kawałek, ale lepiej się go słucha niż ta dwa wymienione wcześniej. Jednak album zdominowały na szczęście ciekawsze kawałki, takie bardziej melodyjne, bardziej rockowe. Jest bluesowy, klimatyczny „Badland Blues” , nieco bardziej metalowy „Now Or Never” z bardzo dobrze rozegranymi solówkami, stonowany hard rockowy kawałek „The Count” przy którym jest radość i chęć brania udziału w tej zabawie. Utwór może i nieco kiczowaty, ale więcej takich utworów i byłbym z pewnością kupiony i 100 % zachwyconym owym albumem. Miłe, przyjemne granie, przesiąknięte rockiem i bardzo fajnie się tego słucha. Również dobrze się prezentuje nieco bluesowy „Rough Ride” gdzie można wyłapać klimat westernu. Również dobrze wypada bardziej metalowy „Soulsurvivors” który był znany w podobnym czasie co „Burning Wheels” i jest to kompozycja która nasuwa nieco mi okres „The brotherhood” i jest to solidny utwór. Do moich ulubionych kawałków z tej płyty należą dynamiczny, szybki rock'n rollowy „Let's Dance” i przebojowy „Don't Quit Till Tommorow”, który mi się spodobał, od kiedy obejrzałem filmy dokumentujące nagrywanie tej płyty. Jest to prosty, stonowany, hard rockowy utwór, z prostym i zapadającym refrenem, który chodzi za człowiekiem, długo po przesłuchaniu. Duże brawo za pomysłowe chórki.

Debiutancki album GIANT X to coś innego niż RUNNING WILD i to nawet gdy się porówna do ostatniego albumu „Shadowmaker” gdzie ci panowie tam ze sobą współpracowali. Są pewne zaloty do RUNNING WILD, ale jest ich mało. Jest to bliższe do TOXIC TASTE, ale jest to bardziej dojrzalszy album, bardziej dopieszczony i ma lepsze utwory, które potrafią zapaść w pamięci. Jest kilka niedociągnięć, ale jest to miły album, która potrafi zapewnić miłą rozrywkę. Ciekawe czy jednorazowy projekt obu panów? Czy doczekamy się następnych albumów? Ja nie mówię im nie i chętnie posłucham następnego rockowego albumu w wykonaniu Rolfa i Petera. A teraz czekam na nowy album RUNNING WILD, który zapowiedział Rolf na ten rok. Fani rocka powinni posłuchać GIANT X.

Ocena: 6/10

1 komentarz: