Strony

poniedziałek, 25 marca 2013

PRETTY MAIDS - Motherland (2013)

To już 32 lata twórczości jednego z najpopularniejszych duńskich zespołów heavy metalowych, czy tez hard'n heavy, to już 13 albumów studyjnych na ich koncie, a oni wciąż grają, wciąż nie mają dosyć. O kim mowa? Oczywiście o PRETTY MAIDS, który mimo wzlotów i upadków, mimo nagrania znakomitych albumów jak „Red Hot and Heavy” czy „Future World” czy takie gnioty jak „Stripped”, który mimo wielu roszad personalnych wciąż gra, wciąż gra koncerty, wciąż jest aktywny, wciąż nagrywa nowe płyty. Świeżym wydawnictwem jest tutaj wydany nie dawno, bo 22 marca tego roku album zatytułowany „Motherland”. Czy jest to album, który jest na miarę starych płyt zespołu? Czy wzbudzi wśród słuchaczy takie zainteresowanie i odniesie taki sukces jak choćby poprzedni album „Pandemonium”?

Szum wokół i cała machina promowania nowego albumu spełniła swoje zadanie i wzbudziła zainteresowanie tych co nie kojarzą zespołu. Wywiady, czy promowanie albumu kawałkiem „Mother of all lies” zachęcały do zapoznania się z nowy wydawnictwem. Jednak nie wiem czemu, ale można było sobie od razu dać spokój z oczekiwaniem na drugi „Red Hot And Heavy”, czy „Future World”. Jedynie czego od nich oczekiwałem to dobrego hard;n heavy jak na poprzednim albumie, na którym znalazło się miejsce dla ostrych, heavy metalowych kawałków, jak i dla lekkich, rockowych przebojów i to była dobra mieszanka. Zespół zapowiadał, że „Motherland” jest kontynuacją tamtego stylu, tamtego grania z poprzedniego albumu. Jasne styl jest ten co zawsze, są klawisze, chwytliwe melodie, jest nieco heavy, nie co rockowo, ale jest to nieco inny album. Spokojniejszy, bardziej rockowy, nieco komercyjny, mniej tutaj metalu, mniej killerów i bardziej to wszystko brzmi jak album rockowej kapeli w stylu DEF LEPPARD. Jeżeli chodzi o PRETTY MAIDS to oczywiście mamy dwóch członków bez których nie mógł istnieć ten zespół, a mianowicie charyzmatyczny, wciąż w znakomitej formie wokalnej Ronnie Atkins oraz solidny gitarzysta Ken Hammer, który wygrywa porządne riffy utrzymane w stylizacji heavy metalu i hard rocka. Jednak obaj panowie najwidoczniej wypalili się jako kompozytorzy, bo naprawdę nowy album jest dość ubogi w killery czy przeboje, które można by wpisać do listy najlepszych utworów zespołu. Dużo spokojnych kawałków, dużo komercji, dużo rocka a mało metalu, za mało ciekawych,a trakcyjnych melodii, czy zapadających w głowie refrenów. Rozpatrując ów nowe dzieło w kategorii rocka to z pewnością znacznie więcej zyskuje w oczach. Jest lekkość, rytmiczność, czy ciepłe dźwięki. Od strony technicznej, czysto produkcyjnej nie ma się czego przyczepić, ale materiał już pozostawia nie dosyt.

Jak to więc jest z tym materiałem? Mamy 13 dość zróżnicowanych utworów i znajdziemy tutaj niemal wszystko. Mocny heavy metal z progresywnymi klawiszami jak w otwierającym „Mother Of All Lies” , hard rock, który jest przesiąknięty twórczością DEF LEPPARD jak to ma miejsce w „Fool of Nation”, który śmiało mógłby trafić na taki „Future World”. Jednak ja bardziej oczekiwałem od PREETY MAIDS heavy metalowego, przebojowego, melodyjnego grania jak zaprezentowali w dynamicznym „The Iceman”, czy ostrym „Motherland”, które zachwycają pod każdym względem i z pewnością chciałoby się usłyszeć więcej takich przebojów, które na długo zostają w pamięci. Jest też Aor co słychać po komercyjnym, lekkim „Sad to see you suffer” który przypomina mi ostatnie dokonania Tobiasa Sammeta w EDGUY czy AVANTASIA i nic dziwnego, że zaprosił on Ronniego do wystąpienia na nowej AVANTASII. W podobnej tonacji utrzymany jest „Infinity” , „Bullet For You” czy zamykający „Wasted”, który jest bardzo podniosłym rockowym kawałkiem i z pewnością godnym uwagi.

Dobrą informacją jest to, że PRETTY MAIDS ma się dobrze, że mimo wielu zawirowań w przeszłości wciąż grają, wciąż nagrywają nowe albumu i wciąż działają. Szkoda, tylko że coraz ciężej o jakiś mocny, solidny album z ich strony. „Pandemonium” był całkiem udany i szkoda, że nie udało się utrzymać tego poziomu. Jako rockowy album może nie jest źle, ale dla mnie nowy album tej duńskiej legendy to kolejne tegoroczne rozczarowanie. Cierpliwie poczekam na ich kolejne wydawnictwo.

Ocena: 5/10

6 komentarzy:

  1. jak dla mnie zaskakująco równy album pozbawiony ewidentnie wieśniackich klimatów do których panowie mieli niestety zawsze smykałke, vide poprzedni album i numer Little Drops of Heaven, odniesienia do Leppardów jak najbardziej słuszne, na szczęście dunczycy maja jeszcze jebnięcie w przeciwieństwie do angoli, dla których nie ma już ratunku. Na łagodna popijawe z paniami jak znalazł :D , dla mnie jest lepiej, bo nie skrzywiłem sie przy żadnym numerze, a ostatni raz taki dopust miał miejsce przy Sin-decade, czyli w zeszłym wieku :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie powiem album kilka dobrych momentów, ale wolałbym więcej kawałków w stylu "Motherland":D To że od Def leppard lepiej brzmią to nie ma nawet porównania :D Zgadzam się płyta do romantycznej kolacji jak najbardziej :D Akurat Pretty Maids słucham dość długa i znam ich każdy album i stwierdzam, że mieli lepsze w swojej karierze. Chciałbym album jeżeli nie na miarę "Red hot And Heavy"czy "Future World" to może chociaż "Spooked", który też zrobił na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Jednak jest to album na pewno warty obczajenia.

      Usuń
  2. Może nie tak dobry jak poprzedni ale mnie sie podoba, na pewno o wiele wiele lepszy niż nowo Avantasia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od Pretty Maids oczekiwało się takiego albumu, pełnego rocka, z lekkim heavy metalowym zacięciem, no od Avantasii oczekiwano powrotu do "Metal opery" niestety to pierwsze nie rozczarowało tak jak to drugie:P

      Usuń
  3. tego cuda to nawet nie mam zamiaru słuchać :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic nie stracisz :D Ale możesz sobie posłuchać kawałka z Ronnie Atkinsem z Pretty Maids:D

      Usuń