Strony

niedziela, 24 marca 2013

AVANTASIA - The Mystery Of Time (2013)

Kto by pomyślał, że jeden z najbardziej rozpoznawalnych projektów, który skupiał wiele ciekawych gwiazd do tej pory powróci. Po wydaniu dwóch albumów jednocześnie w 2011 roku i po wielkim tournee mało kto się spodziewał, że Tobias Sammet ( lider grupy EDGUY) powróci jeszcze do projektu AVANTASIA. Ten jeden z najbardziej rozpoznawalnych i godnych uwagi projektów dał wiele radości i wiele świetnych utworów. Czy warto było po raz kolejny sięgnąć do tego projektu? Zwłaszcza, kiedy ostatnio Tobias Sammet na albumie EDGUY zatytułowanym „Age of Joker” pokazał, że jakby się nieco wypalił. Czyżby próba odrodzenia, pokazania, że wciąż ma to coś w sobie, że potrafi tworzyć znakomite kompozycje, którą zostają w pamięci, potrafią ruszyć słuchacza, przenieść do innego świata? Czy może chęć wyciągnięcia kolejnych pieniędzy od słuchaczy, fanów?

Tobias Sammet założył ów projekt w celu opowiedzenia historii fantasy, która chodziła mu po głowie w latach 90, w czasie kiedy jego macierzysty zespół EDGUY rósł w siłę. Wtedy w 1999 r postanowił zrealizować w końcu metalową operę, projekt metalowy składający się z znakomitych gości, którzy wraz z nim opowiedzą znakomitą opowieść fantasy. Projekt AVANTASIA wzbudził zainteresowanie i kiedy pojawiły się dwie części metalowej opery to było niczym grom z jasnego nieba, coś innego, można było się poczuć jak w momencie kiedy na rynku pojawiły się dwie części „Keeper of The seven Keys”. „Metal Opera part 1 & 2” to są płyty znakomite, dopracowane, klimatyczne, mające coś z fantasy, coś z epickiego grania, dużo power metalu i zajebistych kompozycji, które wciąż niszczą swoją przebojowością i wykonaniem. Skład muzyków też był znakomity, zwłaszcza Henjo Richter (Gamma Ray) sporo zrobił dla tego projektu, to on sprawił, że utwory kipiały energią, miały znakomite melodie, solówki. Cóż te czasy minęły i potem w 2008 roku po tym jak Tobias Sammet zarzekał się że więcej płyt pod tym szyldem nie powstanie postanawia wydać kolejny album, tym razem zaczynający „The Wicked Trilogy” i to był już nieco inny album, bardziej rockowy, ale wciąż dynamiczny, przebojowy i choć nie był taki genialny co dwa poprzednie to jednak wciąż na wysokim poziomie i dwa kolejne albumy z 2011 roku również. „Angel of Babylon” i „The wicked Symphony” może nie były utrzymane w takim stylu co metal opera, ale były melodyjne, klimatyczne i przebojowo. To pozwalało wciąż uznawać ten projekt za znakomity i warty kontynuowania. Wątpliwości co do dalszych losów wzbudził ostatni album EDGUY, który był słaby, rozwleczony i pokazał, że Sammet się wypala. Nic Tobias zebrał nową ekipę, nowych muzyków i postanowił skierować projekt w stronę historii bardziej tajemniczej, nieco fantasy związanej z czasem i tak o to szumnie zapowiadano nowy album AVANTASIA, a mianowicie „The mystery Of Time”. Również i tym razem zaproszono znakomitych muzyków i lista gości wygląda tak : Joy Lynn Turner ( RAINBOW), Biff Byfford (SAXON), Micheal Kiske (ex HELLOWEEN, UNISONIC), Cloudy Yang, Ronnie Atkins (PRETTY MAIDS), Eric Martin ( MR.BIG), Bob Catley (MAGNUM), a także Sasha Peath w roli gitarzysty i producenta, Oliver Hartmann tez w roli gitarzysty, w tej samej roli zaproszony został Arjen Anthony Luccassen (STAR ONE), czy BRUCE KULICK (KISS). Mamy jeszcze Ferdy Doernberg (AXEL RUDI PELL) klawisze, Micheal Miro Rodenberg też klawisze, a także Russella Gilbrooka w roli perkusisty. Jak widać skład dość ciekawy i są to znakomici goście, ale jak widać bardziej rockowi, aniżeli power metalowi, co już mniej więcej dawało sygnał jak będzie brzmiał nowy album.

Czy znakomici goście, ciekawa historia, klimatyczna okładka, zaproszenie prawdziwej orkiestry do zagrania pewnych partii mogą zapewnić, że album będzie niszczył, że będzie na poziomie poprzednich wydawnictw AVANTASIA? Nie ukrywam długo wyczekiwałem na ten album i obstawiałem go w roli kandydata do miana płyty roku. Zaprezentowane próbki nieco ostudziły owe myśli. Najbardziej przeraził singiel „Sleepwalking” z Cloudy Yang, który jest najzwyczajniej słaby, komercyjny, bez wyrazu i nie dorównuje takim rockowym przebojom jak „Lost in Space” czy „Carry Me Over”. Właśnie przebojowość to jest coś co na nowym albumie kuleje, w większości momentach nie istnieje. Kompozycje same w sobie znacznie słabsze niż na poprzednich płytach AVANTASIA. Brakuje pazura, brakuje tej lekkości, melodyjności, chwytliwych refrenów, które chodzą za człowiekiem tak jak to było z „Death is just the feeling” czy „Dying For Angel”. Kompozycje zrobione jakby na siłę, bez ciekawych pomysłów i nawet od strony gitarowej, instrumentalnej szału nie ma. O ile poprzednie albumy miały w sobie dużo rocka to jednak były dynamiczne, energiczne, przebojowe, miały też sporo z metalu i nie ocierały się o komercję, czy też pop jak tutaj na „The Mystery of Time”. Dominuje tutaj spokój, stonowane tempo i rzadko kiedy zostaje one przyspieszone, co sprawia że na dłuższą metę album się dłuży, przynudza i do tego dochodzi do tego syndrom, że wszystko przelatuje i w pamięci zostają te najbardziej świetlane momenty. Oczywiście jest kilka pozytywnych aspektów, jeśli chodzi o materiał. Otwierający „Spectress” ma podniosłość, jest przesiąknięty symfonicznym metalem w stylu NIGHTWISH, jest tutaj napięcie, ciekawy klimat, który z pewnością wnosi projekt AVANTASIA na ciekawe tory i przypomina się czasy „Metal Opera”, gdzie klimat też odgrywał znaczącą rolę. Oj tak klimat to mocny atut tego wydawnictwa. Sam otwierający utwór przypomina kawałki z dwóch poprzednich albumów i jest to kawałek na miarę talentu Sammeta. Tutaj znakomicie wpasował się Joy Lynn Turner, który również buduje klimat. Utwór ma w sobie przebojowość, chwytliwy refren i od strony instrumentalnej też pojawiają się ciekawe motywy i melodie. Czy jest to power metal, mocny heavy metal? Cóż raczej nie, ale brawo za stworzenie przebojowego kawałka. Podoba mi się też główny motyw gitarowy „The Watchmakers Dream” i gdzieś słychać w pływy RAINBOW i świetnie znów tutaj pasuje głos Joy Lynna Turnera i do tego świetnie ode grał swoją rolę klawiszowiec Freddy, który przecież od lat gra w zespole Axela Rudiego Pella, który czerpie garściami z muzyki Ritchiego Blackmore'a. Utwór ma swoje plusy, jak właśnie melodyjność, dynamikę, przebojowość, lekkość, chwytliwy refren, jednak Sammet miewał w swojej karierze znacznie ciekawsze kompozycje. Bardziej rozbudowanym utworem jest „Black Orchida” i tutaj znów podoba się klimat, to napięcie, symfoniczne elementy, główny motyw i występ Biffa z SAXON. Jednak utwór nie powala pod względem ostrości, przebojowości i też nieco się dłuży. Niedosyt pozostaje i poza głównym motywem też nie wiele się pamięta z tego kawałka. Apogeum komercyjności, spokojności, popowych elementów zostaje osiągnięte w wcześniej wspomnianym „Sleepwalking” i to jest prawdziwy wypełniacz, który nie powinien się znaleźć na tej płycie. Spokojna i również popowa jest ballada, czy jakby to nazwać co słychać w „Whats left of me” z gościnnym udziałem Erica Martina. Ballada jak na możliwości Sammeta też bez wyrazu i polotu. Gdzie jest klimat, gdzie romantyczność w tym wszystkim? Na płycie nie brakuje długich, rozbudowanych utworów i do tych najdłuższych należy zaliczyć „Savior in The clockwork” z udziałem Kiske, Byfordem i Turnerem. Jest to utwór, który zachwyca głównym motywem, klimatem, rozmachem, lekkością, jednak też tutaj wdziera się sporo komercyjności, rocka i znów brak metalu, mocnego kopa. Choć kawałek melodyjny, to ciężko zaliczyć go do grona chwytliwych i przebojowych. Drugim kolosem na płycie jest zamykający „The Great Mystery” z udziałem Turnera, Byforda i Boba Catleya. Jest to kolejny spokojny, rockowo-popowy kawałek, który jest rozwleczony i poza fajnym występem gości nie przekonuje do końca. Znów niedosyt i chęć dodania tutaj więcej dynamiki, przebojowości. Ciekawy klimat i rozmach to pewnością atut tego kawałka, ale niestety męczy i nudzi. Szkoda, że tak dużo spokojnych motywów na płycie, że tak dużo komercyjności, popowych czy rockowych patentów, że tak mało metalu czy power metalu. Poza „Spectress” czy „Thew Watchmakers Dream” do grona utworów wartych uwagi i takich na miarę talentu Tobiasa są tutaj klimatyczny, podniosły, power metalowy, nieco w stylu HELLOWEEN i pierwszych płyt AVANTASIA, utwór z gościnnym udziałem Micheala Kiske - „Where Clock Hands Freeze”. Utwór był znany niektórym już z zapowiedzi albumu i tutaj fajnie współgra głos Kiske z elementami orkiestry i podniosłym klimatem. Jest to perełka na tej płycie, taka przebojowa, dynamiczna, power metalowa i szkoda, że nie ma tutaj więcej takich kawałków i na uwagę zasługuje Kiske, który jest w świetniej formie i słychać, że UNISONIC dobrze mu zrobił. Drugą perełką jest tutaj ostry, zadziorny, melodyjny „Invoke The Machine” z gościnnym udziałem Ronniego Atkinsa z PRETTY MAIDS i trzeba przyznać, że sam utwór utrzymany w konwencji macierzystego zespołu Ronniego. Utwór energiczny, chwytliwy z znakomitym, takim w stylu AVANTASII refrenem i świetnymi partiami gitarowymi. Szkoda tylko, że jest to utwór jedyny w swoim rodzaju na tej płycie, szkoda że Tobias na stworzył album wypchany takimi kawałkami. Do grona udanych utworów zaliczyć należy z pewnością melodyjny, dynamiczny „Dweller In A Dream” z gościnnym udziałem Micheala Kiske. Znów świetny refren i odpowiedni ładunek energii. Jednak jest to utwór nieco słabszy od tych dwóch wcześniej wyróżnionych. Kilka dobrych momentów i właściwie 4-5 utworów godnych uwagi, takich na miarę talentu Tobiasa, na miarę poprzednich płyt sygnowanych AVANTASIA. Reszta zbyt smętna, zbyt spokojna, popowo – rockowa, zbyt dużo komercji.


Zainteresowanie nowym albumem AVANTASIA będzie, będą różne opinie od tych pochlebnych, po te krytykujących. „The Mystery Of Time” to niby album który kontynuuje styl AVANTASII z poprzednich płyt, dalej jest rock, dalej pojawia się komercja, słychać że jest to AVANTASIA, ale ugrzeczniona, bardziej komercyjna, co mi się nie podoba. Znakomita okładka, niesamowity klimat, które bije poprzednie albumy, znakomici goście jak choćby Biff Byford, czy Joe Lynn Turner, soczyste, drogie brzmienie i takie petardy jak „Invoke The Machine” czy „Where Clock Hands Freeze” to są plusy tego wydawnictwa, szkoda że więcej tutaj niedociągnięć i sporo zmarnowanych potencjałów co słychać choćby w „Black Orchid” czy rozbudowanym „Savior in The Clockwork”. „The Wircked Trilogy” wzbudza kontrowersję, to jakie emocje wzbudzi nowy album? Stwierdzam, że jest przerost formy nad treścią, wszystko zbyt ugrzecznione, zbyt dużo rockowo- popowych elementów, za mało kopa, przebojowości, brak pazura, metalowego ognia, prawdziwych killerów. Album się dłuży, ciągnie i co gorsza przelatuje i nie robi większego wrażenia. Jest to jedyny album tego projektu, który po prostu nie zapada jakoś w pamięci. Tyle czekania, tyle nie przespanych nocy i tyle szumu, tyle wizji jak powinien brzmieć ten album, a tu taka niespodzianka. Rozczarowanie to słowo odpowiednie i wręcz łagodne, by opisać to co czuję. Tobias zawiódł wydając słaby „Age of Joker” pod szyldem EDGUY i znów zawiódł „The Mystery Of time”, który miał potencjał na epicki,klimatyczny album z ciekawymi gośćmi. Niestety, ale góruje tutaj niedopracowanie i chęć komercyjnego grania, co mi się nie podoba i dlatego mówię nie nowemu albumowi AVANTASIA.

Ocena: 5/10

24 komentarze:

  1. Dla mnie najwyżej 3,5/10.Tylko 3 trochę lepsze utwory.Niewiele melodii zapada w pamięć.Za dużo w tym rockowego Edguya a za mało metalowej opery z Ava.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, ale taka prawda. Poza 3- 4 utworami nic nie zapada w pamięci . Ten album i "Age of Joker" dowodzą, że Sammet się chyba wypalił. Szkoda.

      Usuń
    2. Na jego miejscu wróciłbym do stylu starego Edguya i Ava,czyli więcej power i symfo. ;)

      Usuń
    3. Tego i fani by chcieli, jednak to raczej nie możliwe. Widać spodobało mu się popowo - rockowe granie ;/ Szkoda. Sam skład muzyków, których dobrał też odpowiadający temu co chce grać. Do power metalowego grania przydałby się znów Richter na gitarze i na basie Markus Grosskopf :P

      Usuń
    4. [censored] komercja!!! >:[ Jeszcze niech zacznie grać disco. ;D

      Usuń
    5. A tak w ogóle ktoś czeka na metal operę Timo Tolkiego ? :D Zapowiada się ciekawiej i bardziej metalowi goście :D A jak Sammet disco będzie grał to może zaprosi Modern Talking? haha

      Usuń
    6. ...a kiedy to ''cudo'' wychodzi???

      Usuń
    7. 21 maja :D A tutaj lista gości :

      Michael Kiske (UNISONIC), Elize Ryd (AMARANTHE), Rob Rock (IMPELLITTERI), Russell Allen (SYMPHONY X), Sharon Den Adel (WITHIN TEMPTATION) and Tony Kakko (SONATA ARCTICA), Alex Holzwarth (RHAPSODY OF FIRE) on drums, Jens Johansson (STRATOVARIUS), Derek Sherinian (DREAM THEATER, BLACK COUNTRY COMMUNION) and Mikko Härkin (SONATA ARCTICA) on keyboards :P

      Usuń
  2. 1.5/10 Muzyka dla mentalnie ułomnych.
    Jak nie jesteś Niemcem, olej to ciepłym moczem.

    OdpowiedzUsuń
  3. oprócz Invoke The Machine na tej pseudo Avie nie ma nic godnego polecenia ;/no kur..mać!!! śmiech na sali co Sammet wyprawia :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no mi się podobają również dwa kawałki z Kiske :P a tak to bida :/

      Usuń
  4. Niestety Timo również strzelił komercję i oprócz Kiske mamy do czynienia z dramatem w stylu "The Mystery Of Time". Kiske powinien podnieść stawki za wokal.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie słyszałem całości, więc nie oceniam póki co. A kiske jak zwykle wszędzie pełno :D

      Usuń
  5. By the way, tylko dwie osoby w tej dyskusji posiadają egzemplarz płyty. Reszta swoje opinie wygenerowała na podstawie Youtube i strony Sammeta.Jak to w internecie,byle tylko coś wybełkotać.

    OdpowiedzUsuń
  6. Lepsze zdecydowanie od tych 2 płyt poprzednich, ale nie zapadnie w pamięci. Samett bida z nędzą. Emeryturka się chyba szykuje.

    OdpowiedzUsuń
  7. Wypowiedzi piractwa na temat płyty, której nawet bezczelnie nie kupili. Żenada. Jakim prawem się w ogóle wypowiadacie o muzyce!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałem zamiar kupna, bo tylko tej płyty brakuje mi do kolekcji. Ale najpierw wolę zawsze zapoznać się z daną płytą i potem kupić. Po co potem żałować że zmarnowało się kasę na słaby album? ;/ W tym roku było wiele innych płyt, które warto było kupić :D Np Helloween, Saxon czy Attacker. No chyba że ktoś nie ma co robić z pieniędzmi i kupuje wszystko co popadnie :D

      Usuń
  8. To nie Tobias Sammet schodzi na psy, tylko wy słabiaki jedne

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Popieram, czytając tą recenzję ma się wrażenie, że ktoś chyba dobrze płyty nie przesłuchał...

      Usuń
    2. A co ma ta płyta , czego nie miały wczesniejsze płyty? Klimat? Wole ten z metalowej opery czy stracha na wróble. Melodie? wolę poprzednie albumy. Płyta jest bardziej rockowa i moze nie którym sie moze to podobać, ale ja mowie nie. Ta płyta nijak ma sie do poprzednich, ze nie wspomnę o metalowej operze. Chętnie poczytam co ta płyta ma takiego wyjątkowego...

      Usuń
    3. Nie trzeba czytać, wystarczy umieć słuchać...

      Usuń
    4. Co komu w duszy gra. U mnie gra power metal. Tutaj dwa kawałki czyli z Ronniem i Kiske są godne uwagi. Wolę Scarecrow i kultowe metal opera. Tak więc nie wiem czy to kwestia słuchania czy tego co kto lubi. Ja niczego nadzwyczajnego w tej płycie nie słyszę.

      Usuń
  9. Zmieniłem zdanie o 180 stopni. Po kilkudziesięciu odsłuchaniach uważam, że płyta jest fantastyczna i za zwątpienie w Sammeta czekają mnie męki piekielne. Odszczekuję pokornie moją początkową głuchotę na wdzięki "The Mystery Of Time". To jeden z lepszych rozdziałów Avantasii, tylko trzeba poświęcić trochę czasu.Czekam na zapowiadaną część drugą.

    OdpowiedzUsuń