Jeden z najbardziej
wpływowych zespołów hard rockowych i jeden z najlepszych w
historii hard rocka – AC/DC swój ostatni album wydał w 2008
roku i na razie nic nie zapowiada, żeby ten stan rzeczy się
zmienił. Ci którzy czują niedosyt muzyki elektryków
muszą szukać alternatywy w innych kapelach, które zapatrzone
są w AC/DC i starają się przejąć pałeczkę po tym wielkim
zespole. W tym roku pojawił się nowy album KROKUS, który
świetnie wprowadzał po raz kolejny słuchacza w tematykę hard
rocka w stylu AC/DC właśnie i wciąż jest wyczekiwany przez wielu
fanów AC/DC nowy album AIRBOURNE, którzy również
wzorują się twórczością AC/DC. Dla głodnych i żądnych
większej dawki hard rocka w stylu AC/DC mam coś w sam raz, a
mianowicie niemiecki zespół SIN CITY, który właśnie
w tym roku wydał swój czwarty album o tytule „Th13teen”.
Ten niemiecki zespół
jakoś wcześniej nie wpadł mi w ręce, co troszkę mnie smuci, bo
grają naprawdę energiczny, dynamiczny, przebojowy hard rocka nie
tylko w stylu AC/DC, ale również na ich poziomie
kompozytorskim. Na nowym albumie aż się roi od znakomitych,
melodyjnych kawałków, których nie powstydziłby się
sam Angus Young. Znakomity materiał, który wypchany jest
przebojami i żadnymi wypełniaczami działa przyciągająco, czyż
nie? Zwłaszcza kiedy całość, brzmi jak zagubiony materiał AC/DC
i słychać tutaj erę „Flick Of the switch” i czasami nieco
późniejsza twórczość elektryków. Równy,
dobrze skonstruowany materiał to nie jedyny aspekt, który
łączy SIN CITY z AC/DC. Kiedy można mówić o dobrym klonie
AC/DC? Z pewnością wtedy, gdy sekcja rytmiczna jest taka prosta i
stonowana, gitarzyści wygrywają riffy proste, mocno hard rockowe,
takie w stylu Angusa, a wokalista nasuwa nam manierę Bona lub
Briana. Wtedy można mówić o bardzo dobrym klonie, który
może nam dostarczyć nowych emocji z muzyką AC/DC i SIN CITY to
jeden z najlepszych klonów AC/DC jaki słyszałem. Wokalista
Porty Portner brzmi niczym brat bliźniak Briana i ma naprawdę
podobną chrypkowatą manierę i styl śpiewania, tą zadziorność i
nie jeden, kto nie jest zagłębiony w twórczości AC/DC
mógłby ich ze sobą pomylić. Gitarzyści Frank i Jurgen
brzmią jak klony Angusa i Malcolma. Nie mają zamiaru stawiać na
oryginalność, na tworzenie innego stylu grania i odpowiada im
kontynuowanie drogi wyznaczonej przez braci Young. Ta sama energia,
pomysłowość, rytmiczność co w AC/DC, więc nie ma powodów
do narzekania. Jednak na tym nie kończą się skojarzenia. Bo tutaj
nawet brzmienie czy szata graficzne nasuwają skojarzenia z AC/DC i
choć wszystko to już znamy, to jednak nie wzbudza to negatywnych
odczuć, a pozytywne, bo muzyki w stylu AC/DC nigdy za dużo.
Czy 13 utworów
może znudzić? Nie jeżeli mamy do czynienia z energicznymi,
żywiołowymi, przebojowymi kawałkami, które zapewniają
przednią zabawę. Duch AC/DC jest właściwie w każdym utworze i
już mocnym zaskoczeniem jest „Tires On Fire” bo jest to
przebój w starym stylu AC/DC i nasuwa się album „Flick of
the Switch”. Prawdziwą petardą jest tutaj na pewno taki „Battered
'n Bruised”, który nieco nasuwa „Stiff Upper Lipp”
bo jest nieco ciężej, nieco mocniejsze uderzenie, ale jest to
kolejny zajebisty kawałek, który dostarcza sporo emocji.
Nieco szybciej, nieco bardziej rock'n rollowo jest w „Backseat
Race”, czy w „G.F.R”. Sporo utworów
przypomina twórczość AC/DC z „Ballbreaker” i do nich
należy znów mocniejszy „Harder Than Stone”,
spokojniejszy „Come Hell” czy też przebojowy „Good
To Be King”. Słabych utworów nie uświadczyłem i choć
jest ich 13 to jednak nie ma mowy o nudzie, czy monotonności.
Szukacie mocnego,
przebojowego hard rocka, w stylu AC/DC? Chcecie posłuchać nowego
materiału AC/DC, ale nie możecie już wytrzymać z niecierpliwości,
czy kiedykolwiek coś nagrają? Chcecie się dobrze bawić? No to
czym prędzej radzę odpalić ten dynamiczny album niemieckiego
zespołu SIN CITY, który dzielnie wypełnia pustkę po AC/DC,
który bliżej jest końca swojej kariery. Choć jest to klon,
który niemal w każdym aspekcie przypomina AC/DC, ale takie
zespoły też są potrzebne, zwłaszcza kiedy oryginalna wersja jest
już na wyczerpaniu. Gorąco polecam fanom AC/DC, a także dobrego
hard rocka.
Ocena: 9/10
no nie, klon ewidentny, ale pozbawiony jadu, wsciekłosci, mocy i wszystkiego, to nie jest dziwne, bo próbuja ugrać coś w niszy wszerz i wzdłuż wyeksploatowanej przez ojców załozycieli.Gdyby dodali coś od siebie, jak The SCAMS ze Szwecji, to może by zatrybiło bardziej, nawet Krokus mimo słabej ostatniej płyty daje choć odrobine swojej charakterystyki
OdpowiedzUsuń