Połączenie topornego
heavy metalu z nutką lekkości, progresywności, z przebojowym,
zadziornym hard rockiem brzmi jak coś wykluczającego się, jednak
dowody na to, że istniała niemiecka kapela, której udało
się połączyć te elementy w jedną spójną całość. Tą
kapelą był Big Rat, który zapisał się w historii
metalu za sprawą jednego albumu, a mianowicie „Big Rat”.
Kapela powstała w 1988 roku i prace nad debiutanckim krążkiem
zajęły dwa lata. Mimo upływu lat ta płyta się broni i dalej
wzbudza podziw.
Z jednej strony mamy
zadziorność, toporność wyjętą z takich kapel jak Accept,
Warlock, czy Steeler, zaś z drugiej brytyjską lekkość,
rytmiczność, finezyjność przypominającą Rainbow, Deep Purple,
ale też kapele pokroju Demon, w których wykorzystuje się
syntezatory i inne tego pokroju ozdobniki. Ta mieszanka czyni ten
zespół i ich jedyny album dość oryginalny i wyjątkowy.
Słychać wiele znanych patentów, jednak całościowo Big Rat
stara się brzmieć na swój sposób, nie będąc klonem
żadnej kapeli. Co zachwyca w tym niemieckim zespole to nie tylko
ciekawy styl, ale też sami muzycy. Rat Gepard to wokalista metalowy
z krwi i kości, aż nasuwa się maniera wokalisty Scanner znanego z
„Hypertrace”. Ta jego drapieżność, szorstkość i technika
potrafią zauroczyć od pierwszych minut. Świetnie wypada mocna,
dynamiczna i taka urozmaicona sekcja rytmiczna. Jednak wszystko jakby
się kręciło wokół rytmicznych, melodyjnych, a przede
wszystkim finezyjnych partii wygrywanych przez gitarzystę Pete'a De
Lena Jego zagrywki świetnie współgrają z klawiszami, które
wprowadzają niesamowity klimat i nutkę progresywności. Mieszanka
wybuchowa i godna wzmianki w osobnym tekście. Jak przystało na hard
rockowy album jest dużo dawka melodyjności i masa chwytliwych
przebojów. Fanni starych płyt Axxis powinni czuć się
szczęśliwy słuchając tego wydawnictwa. Zwłaszcza takich utworów
jak „Dreamer” czy „Rock Me Babe”.
Wyjątkowy styl już można uchwycić w otwierającym „Heavy
metal Dynamite” w którym słychać wpływy Accept
czy Scorpions, ale mimo znanych patentów Big Rat stara się
być sobą. Każdy utwór to prawdziwy przebój, który
zapada w pamięci i dostarcza sporo emocji. Można się dobrze bawić
przy takich kawałkach jak „Cats go Pussy” czy
„Lady Confusion”. Momentami
zespół ociera się o power metal, czego dowodem są
„Strongest Of Are Kind” czy
„Bad Bad Boys”, w
których słychać coś z wczesnego Pretty Maids czy Helloween.
Nawet w wolniejszych klimatach zespół wypada perfekcyjnie
czego dowodzi „Dreamer”
czy ballada „Far Away from Home”.
Nie
często słyszy się taki album, nie często trafia się na kapelę
która miała taki potencjał. Ciekawy styl i niesamowita
konstrukcja krążka sprawiają, że ciężko dojść do siebie długo
jeszcze po przesłuchaniu. Pozycja obowiązkowa dla fanów
rockowego grania, a także melodyjnego metalu. Jedna z najciekawszych
kapel, jakie zrodziło się w latach 80 na ziemi niemieckiej. Są
pogłoski że zespół zebrał się ponownie, a czas
zweryfikuje czy jest ziarno prawdy w tej plotce. Gorąco polecam!
Ocena:
10/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz