Strony

poniedziałek, 3 czerwca 2013

METAL - Proving Our Mettle (2013)

Czego można się spodziewać po kapeli, która się zwie Metal? Na pewno nie oryginalności ani też pomysłowości w sferze kompozytorskiej. Banalna i zarazem niezbyt przyciągająca nazwa zespołu potrafi rozśmiać, jednak czy nazwa to wszystko? Nie można na pewno ocenić kapeli po nazwie, ani po innych banalnych rzeczach. Liczy się muzyka i to jak ją przekazuje zespół za sprawą albumu. Debiutancki album australijskiej kapeli Metal zatytułowany „Proving Our Mettle” miała premierę w kwietniu tego roku.

Może nazwa zespołu nie pozwala brać kapeli na poważnie, to jednak uwagę może przyciągnąć klimatyczna i kolorystyczna frontowa okładka albumu. Akurat okładka jest zrobiona z pompą czego nie można powiedzieć o zawartości. To co znajdziemy na płycie to średniej klasy heavy/ power metal z wyraźnymi wpływami Manowar, Judas Priest czy Iron Maiden. Sama wtórność nie jest tutaj taka zła, bo ma swoje plusy. Ułatwia ona odbiór, sprawia że kompozycje brzmią bardziej naturalnie. Jeszcze bardziej ta cecha podkreśla styl zespołu, który stara się swoją muzyką przenieść do lat 80. Choć zespół grać potrafi, to jednak kompozycje są przeciętne. Wynika to głównie z umiejętności muzyków jak i niezbyt wyszukanej formy przekazu. Dominują tutaj proste pomysły i banalne aranżacje. Wszystko skupia się na energicznej sekcji rytmicznej, specyficznym wokalu Razora 'Sting' Raya, który pełni również rolę basisty, a także na prostych, melodyjnych partiach gitarowych wygrywanych przez gitarzystów, którzy nie grzeszą wyszkoleniem technicznym czy talentem. Jednak jeśli ktoś szuka prostego, radosnego i melodyjnego metalu ten nie powinien narzekać. Zwłaszcza jeśli materiał jest w miarę urozmaicony i równy. Na co warto zwrócić uwagę? Na szybki „Victory” utrzymany w stylizacji Judas Priest, epicki „Beneath the Banner of the Iron Duke” w stylu Running Wild czy metalowym „Battlefields Ablaze” z wpływami Manowar. Na płycie dobrze wypadają true metalowe kolosy w postaci „The Buccaneer's Revenge” czy „ Trafalgar”.. Kompozycje solidne mimo banalnej formy i słabszego brzmienia.

Nie ma się co oszukiwać, ten młody australijski zespół to pozycja tylko dla wytrwałych metalowców, którzy nigdy nie mają dość prostych melodii zakorzenionych w latach 80. Ten album miło się słucha, ale nie wzbudza większych emocji.

Ocena: 6/10

P.s Podziękowania dla  Vlada za udostępnienie płyty

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz