„Żyj szybko, umieraj
szybko” brzmi jak slogan promujący film pod tytułem szklana
pułapka, jednak nie tym razem. Taki właśnie nosi tytuł
debiutancki album dość rozpoznawalnej brytyjskiej formacji
Wolfsbane. Formacja zrodziła się w 1984r i ich celem było
przywrócenie do łask hard rocka, aor i nawiązanie do korzeni
brytyjskiego rocka z lat 70. Takie kapele jak Thunder czy właśnie
Wolfsbane były zespołami, które miały przywrócić
zainteresowania starym rockiem zakorzenionym w brytyjskiej tradycji.
Wolfsbane nigdy nie należał do najlepszych kapel i nigdy może nie
zdobył większej popularności, to jednak potrafił się wyróżnić
na tle innych kapel z tego nurtu. Po latach kapela jest znana i
właściwie w dużej mierze dzięki popularności wokalisty Blaze'a
Bayleya. W 1989 roku Wolsbane wydał swój debiutancki album
„Life Fast Die Fast”.
Na tej płycie zespół
świetnie pokazał swoje prawdziwe oblicze. Muzycy pokazali co im w
duszy gra, a mianowicie hard rock, rock lat 70 i heavy metal. Udało
im się to wymieszać i stworzyć kapele która jest
bezkompromisowa, chuligańska i mający taki uliczny charakter.
Wolfsbane stał się formacją oryginalną i nie powtarzalną.
Zawdzięczał to właściwie dwóm osobom. Jedną z nich był
wokalista Blaze, który swoim wokalem starał się nadać
kompozycjom zadziorności i młodzieńczego szaleństwa co słychać
dobitnie w takim „Money To Burn” czy „All
Or Nothing”. Drugą osobą która odegrała znaczącą
rolę w muzyce Wolfsbane był gitarzysta Jase Edwards, który
był niedoceniony. Na debiucie rozpieszcza nas ciekawymi melodiami i
pomysłowymi riffami. Pod tym względem debiut wypada dobrze bo mamy
niezły rozrzut stylistyczny. Trochę glam metalu, trochę heavy
metalu i jeszcze rock lat 70. Materiał jaki znalazł się na płycie
jest bardziej rockowy aniżeli metalowy, który na tle
konkurencji wypadał średnio. Tematyka dotyczyła oczywiście seksu,
narkotyków i rock'n rolla. Choć produkcją zajął się sam
Rick Rubin, to płyta pod tym względem wypada blado. Na co warto
zwrócić uwagę? Z pewnością na szybki „Man Hunt”
, rytmiczny
„Killing Machine” czy
rock'n rollowy „Pretty Baby”.
Choć album miał w sobie energie, choć nie brakowało pomysłów,
to jednak gdzieś została położona kwestia aranżacji i brzmienie.
Ostatecznie Wolfsbane poniósł klęskę jeśli chodzi o
przyjęcie debiutanckiego albumu i nie wiele by brakowało a na tym
by się zakończyła ich kariera.
Ocena: 5/10
P.s Recenzja przeznaczona dla magazynu HMP
P.s Recenzja przeznaczona dla magazynu HMP
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz