Strony

piątek, 18 października 2013

MOTORHEAD - Aftershock (2013)

Kawał skurczybyka z tego Motorhead. Nie jest tej kapeli straszna ani starość, choroba lidera grupy ani tym bardziej granie od lat tego samego. Lata mijają, zmieniają się gusta słuchaczy, zmieniają się trendy i pokolenie fanów, a Motorhead dalej jest wierny takim gatunkom muzycznym jak speed/ heavy metal czy też hard rock/ rock;n roll. Ktoś powie co ma do zaoferowania kapela która powstała w 1975 roku i właśnie promuje swój 22 album? Oczywiście to zawsze i w takiej samej, nie zmiennej od lat formie.

Choć stylistycznie Lemmy i spółka nas niczym nie zaskakują, to jednak „Aftershock” wypada lepiej niż ostatnie produkcje tej brytyjskiej formacji. Nie chodzi już tylko o kwestię wizualną krążka, czy tez obróbkę dźwiękową stworzoną w studio nagraniowym, lecz o kompozycje, które wypadają znacznie lepiej w ostatecznym rozrachunku niż te z ostatnich płyt. Więcej energii? Większa dawka ciężaru? A może więcej dynamiki? Pewnie wszystkiego po trochu tutaj wykorzystano, ale najbardziej daje się we znaki przebojowość płyty, a tego ostatnio nieco brakowało. Już otwieracz „Heartbreaker” daje wyraźny sygnał, że to będzie album nie wiele gorszy niż taki „Kiss Of Death” czy „Inferno”. Mocarny riff, w którym jest rock'n roll, heavy metal, brud i piekielny ogień to jest tutaj, a wszystko utrzymane jest w tym charakterystycznym stylu. Lemmy to ,lider grupy, który mimu walki z chorobą i swojego wieku wciąż zachwyca i nie spuszcza z tonu. „Coup De Grace” przywołuje na myśl starsze kawałki i to kolejna dobra strona albumu, bowiem nie brakuje ducha starszych płyt, a ten kawałek to dobry przykład. Sukces „Kiss Of Death” czy „Inferno” da się powtórzyć i dowodem tego jest choćby „End Of Time”. Bluesowy „Dust and Glass” przypomina mi pierwsze albumy Black Sabbath z Ozzym. Nie ma hita ala „Ace of Spades” ale jest równie zadziorny i rytmiczny „Going To Mexico”. Może za dużo tu utworów, może parę słabszych momentów, ale jest kilka hitów, które powinny zapisać się w historii Motorhead i taki „Queen Of The Damned” czy szybki „Paralyzed” bez wątpienia do nich należą. Sporo hitów, ale też kilka słabszych momentów jak choćby „Crying shame”.

Lata płyną, przemija wiele kapel, zmieniają się trendy a Motorhead wciąż jest i wciąż gra swoje. „Aftershock” to kolejny udany album, który potwierdza że można grać w kółko to samo, oparte na tych samych patentach i wciąż grać dobrą muzykę, którą miło się słucha. Spodziewałem się nieco lepszego albumu zwłaszcza po takiej promocji, ale i tak stwierdzam że jest to najlepszy album od czasów „Kiss Of Death”. Polecam!

Ocena: 7.5/10

2 komentarze: