Doczekaliśmy się w
końcu 7 albumu niemieckiego Gun Barrel. Lata upływają, a ta
formacja od 1998 roku pokazuje, że można sukcesywnie połączyć
heavy metal, power metal i hard rock w jedną formułę, która
znakomicie oddaje niemiecką solidność i wyrafinowanie. Siódmy
album zatytułowany „Damage Dancer” właściwie nie wnosi niczego
nowego do twórczości do Gun Barrel. Jest to dalej to co znamy
w przypadku tego bandu. Ale czy ktoś spodziewał się czegoś
innego?
Już pierwsze dźwięki
wprowadzają nas w znany nam świat Gun Barrel. Ostry riff
przesiąknięty Ac/Dc czy Krokus, a wszystko utrzymane w niemieckim
klimacie ala Accept. Znakomicie ten styl odzwierciedla tytułowy
kawałek „Damage Dancer”. To samo dostajemy w
„Bashing Thru”, ale tutaj słychać luz i dobrą
atmosferę jaka panuje w zespole. Wszystko brzmi dobrze, ale czegoś
ostatecznie brakuje. Patrick oszczędza się, a przecież stać go na
więcej. Najlepiej zostaje to uchwycone w power metalowym „Building
The Monster”. Dominują hard rockowe patenty i gdzieś
momentami daje to się we znaki. No bo taki „Judgment Day”
i „Passion Rules” są utrzymane w podobnej tonacji,
co sprawia że płyta potrafi nieco zanudzić słuchacza. Za każdym
razem, gdy gitarzyści stawiają na ciężar i agresję wtedy tak
naprawdę pojawiają się nam ciekawe utwory i wystarczy przytoczyć
tutaj „Back Alley Ruler”, który jest jakby
wzorowany na Rainbow. Słabym punktem tego wydawnictwa jest brak
ciekawych hitów, brak chwytliwych melodii, a przecież bez
tego ani rusz w przypadku takiego grania. Jednym z moich faworytów
jest „Vulture are waiting”, a przecież to
najdłuższy utwór na płycie.
Soczyste brzmienie i
ciekawa okładka nie są wstanie nadrobić niedociągnięć
materiału. Jest solidny krążek, ale brakuje czegoś co by sprawiło
że chciałoby się pamiętać o tej płycie. Nie ma jednak tutaj
takich hitów i melodii które by odmieniły los tego
krążka. Ot co solidny album zasłużonej formacji, która wie
jak grać, ale mieli w swojej karierze ciekawsze albumy.
Ocena: 5.5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz