Rok 2014 dla wielu kapel
to rok nawrócenia, powrotów do korzeni. To miał być
też idealny moment by sprawdzić czy Sonata Arctica ma w sobie
jeszcze coś z dawnych lat. Ta fińska formacja to jedna z tych
kapel, która odbiło swoje piętno na gatunku power metal.
Jednak ostatnia dekada to okres poszukiwań nowych dźwięków,
innego stylu. Kapela odeszła już bardziej w kierunku melodyjnego
metalu z domieszką rocka. Czy „Pariahs Child” przywrócił
dobre imię tej zasłużonej kapeli? Czy zimowe klimaty na okładce,
postać wilka i stare logo słusznie zostały wykorzystane w celu
przyciągnięcia starych fanów?
No cóż, gdzieś
tam w tle słychać chęć grania power metalu, co ostatnio nie
pojawiało się w tej kapeli. Woleli uciekać do melodyjnego metalu i
rocka, co było szokujące dla fanów. Ale trzeba przyznać, że
romantyczny „Stone grow Her name” był bardzo udanym albumem.
Jednak każdy z nas, czekał na powrót Sonata Arctica w starym
stylu. Powrotu do power metalu w stylu „Ecliptica” czy „Silence”.
Słychać, że zespół chciał to zrobić. Jednak efekt nie
jest w pełni zadowalający. Oczywiście jest słodko, melodyjnie i
słychać, że jest to Sonata Arctica, ale poziom i klimat już nie
ten co kiedyś. Nawet pomysły na same utwory o kilka klas są
niższe. Zabrakło mocnego uderzenia i pomysłowości. Już otwieracz
„Wolves Die Young” pokazuje, że choć zespół
chce grać jak kiedyś to jednak spokojny wydźwięk, nadużycie
słodkości czyni utwór średniej klasy. Optymizmem napawa
„Running lights”. Power metalowa petarda w starym
stylu to bardzo miły akcent na tej płycie. Jest to jednak jeden z
nie wielu takich hitów. Mogłoby być więcej takich
kompozycji. Tutaj Tony Kakko brzmi jak za dawnych lat. Płyta jednak
ma sporo zmiękczaczy i komercyjnych rozwiązań, które
działają na nie korzyść całości. Wystarczy posłuchać „Take
on breath” czy „X marks The Spot”
w których jest sporo gadki, a mało działania. Gitarzysta
Elias rzadko kiedy wyróżnia się swoją grę i ginie w
gąszczu partii klawiszowych. Najlepszym jego popisem jest „Cloud
Factory” i jest to również jeden z niewielu udanych
przebojów. Potem długi nic i wieje nudą. Pojawienie się
„Half A Marathon” nieco nas pobudza dynamiczną
formułą. Tutaj zespół pokazuje że obecny forma jest w
cieniu tej z dawnych lat. To już nie ten sam zespół. Całość
zamyka długi, 10 minutowy „Larger Than Life”. Za
dużo się nie dzieje w tym utworze i lepiej niech spojrzą na Gamma
ray jak tworzy się długie i ciekawe utwory.
Miałem nadzieję, że
Sonata Arctica powróci w wielkim stylu. Freedom Call i innym
kapelom się udało, więc można było liczyć że i fińska
formacja da z siebie wszystko. Jednak okładka w starym stylu oraz
charakterystyczne logo to tylko nabijanie fanów w butelkę i
lepiej niech grają sobie melodyjny metal jak ten z „Stone grow her
name” bo było to przynajmniej szczery i nie próbowali na
siłę nawiązać do starych płyt. Totalne rozczarowanie.
Ocena: 3.5/10
-Tony!!!
OdpowiedzUsuń-What???
-Where is Power!!! :P