Rzadko kiedy sięgam po
kolumbijskie eksperymenty jeśli chodzi heavy metal, ale tym razem
postanowiłem zrobić wyjątek. Zaintrygowała mnie nazwa Indomite, a
także fakt, że zespół gra progresywny power metal. Póki
co mają na swoim koncie debiutancki album „Theater of Time”,
który ukazał się w 2012 roku. Warto posłuchać jak zespół
się prezentuje, zwłaszcza że w tym roku zamierzają wydać drugi
album.
Przeżyłem lekkie
rozczarowanie, bo spodziewałem się że będzie to nudne, mało
wyraziste granie, w którym zespół pogrąży się w
kopiowaniu innych kapel, nie dając nic od siebie. Tutaj przeżyłem
małą niespodziankę, bo stylistycznie Indomite można porównać
do Elvenking, ale nie tylko bo coś z Blind Guardian też słychać,
to jednak zespół wykreował swój własny styl.
Progresywne klawisze, metalcorowe wokale wymieszane z bardziej
heavy/power metalowym charakterem wokalnym to tylko część tego co
zostało zawarte w muzyce Kolumbijczyków. Co może się
podobać na ich albumie to bez wątpienia soczysty, techniczny i
emocjonalny wokal Santiago, który jest jednym z atutów
zespołu. Dzięki niemu poszczególne utwory nabierają
urozmaicenia i bardziej power metalowego charakteru. Już w „Pharaoh”
robi znakomite wrażenie, potwierdzając że jest właściwą osobą
na właściwym miejscu. Ktoś powie co taki młody zespół
może wiedzieć o power metalu i o tym jak odświeżyć nieco tą
formułę? Jednak w takim „Awakening The Gods” czy
rozbudowanym „Parasite” zespół pokazuje jak
grać power metal i to nadając mu świeżego wydźwięku. Jest nieco
nowoczesności, troszkę agresji i dynamiki, ale zdaje to swój
egzamin. Na płycie panuje bardzo tajemniczy, nieco futurystyczny
klimat, który też bardzo pozytywnie wpływa na cały wydźwięk
albumu. Znakomicie to zostało uchwycone w otwierającym „Threshold”.
Kolejnym atutem w muzyce Indomite jest duet gitarzystów.
Wiedzą jak pobudzić słuchacza, jak podziałać na jego emocje i
jak rozgrzać go. Mamy tutaj ciekawe rozwiązania jeśli chodzi o
melodie, motywy jak i solówki, tak więc nie sposób się
tutaj nudzić. „Sky High” czy epicki kolos w
postaci „The Curtain That will never Fall” to
najlepsze przykłady jeśli chodzi atrakcyjne partie gitarowe.
„Theater
of Time” to przykład, że nie trzeba być doświadczonym zespołem
by nagrać solidny progresywny heavy/power w którym mamy
pewien powiew świeżości. Jest jeszcze kilka rzeczy do poprawy, ale
póki co zespół zaliczyć należy do pozytywnych
zaskoczeń. Czekam na drugi album, który pokaże ile ten
Indomite jest warte.
Ocena:
6/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz