A gdyby tak do
symfonicznego power metalu dodać troszkę progresywnego rocka? Gdyby
tak zamiast postawiać na wokalistę śpiewającego w stylu Kiske czy
Fabio Lione wybrać kogoś o bardziej operowej manierze? Czy wtedy
zespół miałby szansę przebicia? Czy zyskał by uwagę
zagorzałych fanów power metalu? Przekonajmy się o tym.
Przedmiotem badań będzie debiutujący w tym roku Eternus. To mało
znana formacja z Chile, która powstała w 2012 roku. W tym
roku o własnych siłach wydali debiutancki album „Labirynth of
Reason”.
Produkcja i wydanie
albumu oczywiście zostało zrealizowane przez samych muzyków,
więc mamy usprawiedliwienie dla tego aspektu płyty, który
niestety nie powala. Ma się wrażenie, że zabrakło mocy i pazura,
ale to jeszcze nie koniec świata. Znacznie lepiej prezentuje się
okładka frontowa, która wzbudza zainteresowanie. Co wyróżnia
ten zespół na tle innych to bez wątpienia operowy wokalista
Omar Tabilo. Nie pierwszy raz spotykam się z takim rozwiązaniem w
power metalu i trzeba przyznać, że ten plan tutaj również
się sprawdza. W ich muzyce znajdziemy wpływy znanych zespołów
pokroju Rhapsody, Dragonhammer, czy Dream Theater, ale najciekawsze
jest to, że mimo tego wyłania się z tego ich własny charakter.
Opiewa on na progresywnym charakterze melodii, na operowym głosie
Omara, a także na symfonicznej oprawie i podniosłości. Jest w tym
wszystkim też power metal, ale jakby w mniejszej ilości. Do takich
szybkich, stricte power metalowych kompozycji zaliczyć na pewno
„Forever” czy „Nemesis of The Gods”.
Kompozycje solidne, ale zabrakło tutaj bardziej pomysłowego motywu,
a także przebojowości. Omar znakomicie sprawdza się w
spokojniejszych kompozycjach jak „Rebirth”. Ważną
rolę w muzyce Eternus odgrywają również klawisze i tutaj
całkiem dobrze się spisuje Filipe Rozas. Dzięki niemu kompozycje
mają ciekawy taki nieco baśniowy klimat i zyskują na melodyjności.
„Dream Catcher” czy też „Light Of
Tommorow” znakomicie to obrazują. Cała siła tego zespołu
jednak jest w partiach gitarowych. Momentami to co wygrywa Roberto
ociera się o neoklasyczny styl, co napawa radością. Nie trzeba
daleko szukać, wystarczy wskazać finezyjny „Internal Force”
czy „Chalice of Blood”, w których słychać ducha Yngwie
Malmsteena. Popracować jeszcze nieco nad niektórymi motywami,
nad melodiami i bardziej chwytliwymi refrenami i będzie znakomicie.
Na daną chwilę jest to
ciekawy album, w którym jest jakiś pomysł na power metal,
jest gdzieś w tym wszystkim potencjał na coś lepszego, dojrzałego.
Niestety debiut Eternus jest pełen błędów i nietrafionych
rozwiązań. Można to jednak wybaczyć, bo przecież zespół
sam nad wszystkim pracował i pod tym względem poradzili sobie.
Jednak czekam na ich rozwój i dopracowanie materiału w
przyszłości.
Ocena: 5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz