Nigdy nie byłem
zwolennikiem składanek i tym podobnych wydawnictwa, ale jeśli jest
coś na nowo nagrywane i wsparte nowy utworami to zawsze warto
zapoznać się z danym krążkiem, dla zaspokojenia ciekawości. Tym
razem moją uwagę skupił Pretty Maids za sprawą „Louder Than
Ever”. Kilka nowych utworów i na nowo nagrane utwory z
ostatnich płyt, przede wszystkim z lat 90. Najważniejsze, że
klasyki z lat 80 nie tknięto bo to mogłoby być na ich nie korzyść.
Tak czy siak duński Pretty Maids chce pokazać, że jest w
znakomitej formie. Wiem, nie jest to nowy album, ale jest to
przynajmniej zawsze ciekawsze wydawnictwo, aniżeli niż składanka
na której nie ma nic nowego.
Pretty Maids na ostatnich
dwóch albumach udowodnił, że choć najlepszy okres mają
dawno za sobą to wciąż trzymają się swojego stylu, które
opiera się na patentach hard rocka i heavy metalu, ale najważniejsze
jest to że ich muzyka wciąż trzyma dobry poziom. Całość otwiera
„Derenged”, który jest nowym utworem i
słychać że utwór mógłby zdobić dwa ostatnie
albumy. Jest to ciężki hard rock, aczkolwiek brakuje mi tutaj tych
charakterystycznych dla Pretty Maids klawiszy. Dalej jest na nowo
zagrany „Playing God” i ten utwór sporo
stracił na swojej energii, zwłaszcza jak się porówna
refreny. Z nowych wersji na pewno dobrze wypada „Psycho
Time Bomb Planet Earth” i tutaj wszystko wypada lepiej. „My
soul to take” to lekki rockowy kawałek, może nieco
komercyjny, ale ma swoje plusy. Z nowych utworów jest jeszcze
ballada „A heart without Home” no i znakomity
„Nuclear Boomerang”, który najlepiej oddaje
styl Pretty Maids. Przydałoby się więcej takich agresywnych i
mocnych kawałków. W końcu Ken Hammer pokazuje, że zostało
coś z tego Kena znanego nam z lat 80. Ronnie tutaj brzmi również
znakomicie. Kawałek po prostu znakomity. Są klawisze, mocny riff i
chwytliwy refren. Oby więcej takich kawałków w przyszłości.
Na nowo nagrany „Virtual Brutality” nie różni
się aż tak oryginału, ale to akurat dobra wiadomość, bo jest to
zacny utwór, który pokazuje brutalniejsze oblicze
Pretty Maids. Reszta nie wzbudza już takich emocji. Jest jeszcze
jeden utwór o którym nie można zapomnieć. „Snakes
In Eden” to jeden z moich ulubionych kawałków
Pretty Maids. Nie sądziłem, że tak można go zepsuć. Znikł
klimat, znikł pazur, ta melodyjność i magia starego Pretty Maids.
Nawet klawisze jakieś takie sztuczne. To nie jest już to samo i nie
podoba mi się ta wersja.
Mogło być gorzej, ale
to wcale nie oznacza że zostałem kupiony „Louder Than Ever”.
Kilka rozwiązań się udało, ale w takim przypadku lepiej nie tykać
oryginalnych wersji, bo rzadko kiedy nowe wypadają lepiej. Z nowych
kompozycji „Nuclear Boomerang” wypada najlepiej i oby jak
najwięcej takich petard na następnym albumie. Ciekawość swoją
zaspokoiłem i teraz czekam na kolejny ruch Pretty Maids. Zaś
„Louder than Ever” to pozycja skierowana do fanów Pretty
Maids.
Ocena: 5.5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz