Czego można było się
spodziewać na szóstym albumie szwedzkiego Wolf? Ano nic
innego jak rasowy metal, w którym można doszukać się
elementów power metalu, a przede wszystkim NWOBHM. „Legion
of Bastards” stylistycznie przypomina album „Ravenous”, jednak
mimo wszystko te albumy się różnią.
Nie musicie się bać o
stylistykę, bowiem Wolf tutaj nic nie zmienił. Dalej dominują
średnie tempa, przybrudzone brzmienie, które jest wzorowane
na latach 80. Jest ten specyficzny wokal Niklasa, czy też sporo
atrakcyjnych popisów gitarowych. Różnica tkwi przede
wszystkim, w tym że „Legion of Bastards” jest jakby bardziej
toporny, mniej przebojowy i co za tym idzie, płyta jest znacznie
gorsza. Wynika to z tego, że dość szybko zlewa się jakby w jedną,
niezbyt wyrazistą całość. To z kolei determinuje kolejną wadę
jaką jest rutyna i monotonność, w skrócie nudę. Co
zasługuje na szczególną uwagę? Bez wątpienia energiczny
„Vicious Companions”, melodyjny „Absinthe”,
nawet prosty, przesiąknięty Iron Maiden „Road To hell”
jest tutaj warty uwagi. Słychać w tych utworach chęć do grania,
słychać, że solówki są zagrane z życie i polotem. Szkoda,
że niestety często Wolf stara się na siłę grać agresywnie,
mroczno, gubiąc się w tym wszystkim. Wtedy właśnie powstają
takie koszmarki jak „False Preacher” czy „Nocturnal
Rites”. Niby jest to heavy metal,niby zespół jest
wierny swoim patentom i stylowi, ale tutaj ewidentnie poszło coś
nie tak. Tak nudno i bez przekonania Wolf nie grał. Nie wykorzystano
znakomitego klimatu i głównego motywu w „Tales from
the Crypt”. Z całej płyty właściwie na uwagę zasługuje
mroczniejszy, nieco Black Sabbathowy „Full moon Possession”.
Utwór ma w sobie to coś, a przede wszystkim zachwyca
przebojowym charakterem, którego brakuje pozostałym utworom.
Rozczarowanie to
najlepsze słowo opisujące ten album. Wolf dalej gra swoje, ale jest
to już niczym nie wyróżniający się heavy metal, który
jest monotonny i obdarty z mocy i przebojowości. Ciężko strawny
album i po tylu latach Wolf spadł poniżej wysokiego poziomu. No cóż
każdemu zdarza się nagrać słabsze wydawnictwo w swojej karierze.
Zobaczymy czy „Devil Seed” przyniesie nam wielki powrót do
glorii i chwały.
Ocena: 5/10
Luk,zupełny plagiat moich myśli w podsumowaniu. ;D
OdpowiedzUsuńchyba tytuł nowej płyty:P Nie wiem gdzie w komentarzu była jakaś myśl odnośnie "Legions of Bastards":P ?:P
OdpowiedzUsuńNie jest aż tak źle , ja uwielbiam całą dyskografię i często wracam do ich płyt a na nowy album czekam z niecierpliwością, kurcze ci ludzie są tak prawdziwi i szczerzy w tym co robią ,bez gwiazdorstwa po prostu HEAVY METAL pełnym ryjem \m/.
OdpowiedzUsuńtakich dobrych kapel jak Wolf to jest sporo :D Ja chętnie bym posłuchał nowego Ovedrive, Skanners, czy Dream Evil:D
OdpowiedzUsuńOczywiście ja również , kapele są nadal aktywne więc tylko czekać , ja bym dorzucił jeszcze Pegazus.
UsuńChłopaki nie kombinują ze stylem i komercją jak niektóre zespoły,po prostu HEAVY i już!
OdpowiedzUsuńprawda, to jest ich zaleta:D Tylko ostatni album nie niszczy tak jak poprzednie:D czekam co pokażą na nowym albumie:D Na szczęście jest sporo takich kapel jak Wolf:D
OdpowiedzUsuń