Wychowałem się na
głosie Paula Di Anno i jego wyczynach na pierwszych płytach Iron
Maiden. Gdy po raz pierwszy usłyszałem jego głos, to urzekł mnie
pazur i nieco punkowy styl jego śpiewania. W skrócie
wokalista charyzmatyczny i jedyny w swoim rodzaju. „Killers” to
ostatni album z Iron Maiden i potem przez cały czas Paul szukał
swojego miejsca na rynku muzycznym tworząc różnego rodzaju
zespoły, ale nigdzie nie został na dłużej i na zawsze pozostał
więźniem dwóch pierwszych płyt Iron Maiden, jako jego
największe osiągnięcie. Nic dziwnego, że dla wielu Paul jest
kojarzony tylko z tym zespołem, bo dla wielu słuchaczy kolejne
etapy jego twórczości są karygodne. No cóż chciałbym
was zabrać na wycieczkę po jego twórczości. A pierwszym
etapem jego kariery był zespół o nazwie Di' Anno. Kapela
powstała w roku 1983 i nagrała w sumie dwa albumy studyjne. Każdy
z nich jest inny, bowiem „Nomad” to bardziej heavy metalowy
krążek, zaś debiutancki zatytułowany po prostu „Di Anno” jest
bardziej hard rockowy. Nie jest to coś na miarę płyt żelaznej
dziewicy, ale od tego zaczyna się kariera solowa jednego z
najbardziej rozpoznawalnych wokalistów metalowej.
Każdy fan Iron Maiden
wyczekiwał pewnie albumu, który będzie kontynuacją stylu
wypracowanego na płytach „Iron Maiden” czy „Killers”.
Większość słuchaczy sięgnęła po ten album z nadzieją, że
usłyszą mieszankę heavy metalu i NWOBHM, z nieco punkowym
zacięciem za sprawą wokalu Paula. No cóż zespół
Di'Anno to zupełnie inna bajka. Nie jest to klon Iron Maiden, ba
jest to zespół grający zupełnie inny rodzaj muzyki. To co
zdominowało styl Di' Anno to hard rock, pop -rock czy AOR. Gdzieś
tam, w tym wszystkim jest nutka heavy metalu, jednak łagodne
brzmienie, klimatyczne klawisze, które budują miły nastrój
czy w końcu spokojne i ciepłe riffy dają nam jasno do
zrozumienia, że jest to album stricte hard rockowy. Nie sądziłem,
że Paul odnajdzie się w takim graniu, a jednak jego głos nie
kolidują z warstwą instrumentalną. Na płycie słychać coś z
Dokken, Def Leppard, czy Foreigner, a to tylko pierwsze lepsze
skojarzenia, bowiem tutaj Di ' Anno nie poprzestał na jednej
inspiracji. „Flaming Heart” brzmi jak utwór
wzorowany na twórczości Demon. Nie jest to Iron Maiden, nie
jest to heavy metal, ale wiecie co? Podoba mi się kierunek muzyczny
jaki obrał były wokalista żelaznej dziewicy, choć wielu była
temu przeciwna. Pokazał, że jest elastycznym i dojrzałym
śpiewakiem, który odnajduje się w łagodniejszym graniu.
Drugim hitem na płycie jest „Heart User” i to
jest taka mieszanka Rainbow, Krokus i Foreigner. Każdy kto lubi
takie lekkie, hard rockowe granie będzie w pełni zadowolony.
Gitarzyści Slater i Ward nie udzielają się za wiele, momentami ma
się wrażenie że są mniej ważni aniżeli klawiszowiec. Jak się
już pojawiają, to starają się postawić na rytmiczność, lekki,
ciepły klimat oraz finezyjność rodem z twórczości
Ritchiego Blackmore'a. Takie odczucia mam jak słucham „The
Runner” czy „The Razor Edge”. Odrobina
Def Leppard wdziera się w „Lady Heartbreak”.
Całość z kolei zamyka nieco szybszy „The Road Rat”.
To wszystko tylko potwierdza, że materiał jest w miarę
urozmaicony, ale nie ma to wpływu na jakość prezentowanej muzyki.
Pierwszy solowy album
byłego wokalisty Iron Maiden, to może rozczarowanie dla fanów
żelaznej dziewicy, NWOBHM czy heavy metalu, ale z pewnością miłe
zaskoczenie dla fanów hard rocka czy AOR. Ciepły partie
gitarowe, lekki klimat, a także dobre kompozycje czynią ten album
solidnym i wartym uwagi. Dalekie to od geniuszu, ale z pewnością
nie przynosi wstydu Paulowi Di Anno, całkiem dobrze zaczął swoją
karierę. Jednak po tym albumie Di Anno znów zmienił zespół
i znów musiał szukać swojego miejsca na rynku muzycznym.
Ocena: 5.5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz