Strony

niedziela, 31 sierpnia 2014

CRIMSON SHADOWS - King Among Men (2014)

W roku 2012 pewna kanadyjska formacja o nazwie Crimson Shadows wydała swój debiutancki album „Glory On The Battlefield”. Było to ważne wydawnictwo w kategorii power metalu, ponieważ pierwszy raz ktoś połączył formułę Dragonforce z Children of Bodom czy Destroy Destroy Destroy. Szybki, energiczny, agresywny, melodyjny power metal z wokalem wyjętym z melodyjnego death metalu. Robiło to wrażenie, jednak przyszedł czas by potwierdzić co tak jest naprawdę warty Crimson Shadows. „Kings Among Men” to najnowsze dzieło tej formacji, które zostało stworzone w przeciągu dwóch lat. Znakomita okładka przesiąknięta rycerskim klimatem woła nas i zaprasza do sięgnięcia i przesłuchania. Tak też radzę zrobić.

Pierwsze wrażenie jest o wiele pozytywniejsze niż na debiucie. Okładka jest profesjonalna, a szybko się przekonujemy że i brzmienie jest bardziej soczyste i dopasowane do charakteru kapeli. Nie zmienny pozostał styl i to znane nam z debiutu bawienie się elementami składowymi Dragonforce, Kalmah, Destroy Destroy Destroy czy Children of Bodom. Zespół nie stracił wigoru , wciąż mają głowy pełne pomysłów, a co ciekawe słychać że się rozwinęli, że więcej uwagi przykładają technicznemu warsztatowi i aranżacjom. Dzięki temu utwory są bardziej dojrzałe i przebijają te z debiutu. Zaczyna się niewinnie bo od intra w postaci „March of Victory”. Po paru sekundach do akcji wkracza „Rise to Power”. Typowy utwór dla tej kapeli, bowiem jest szybkość wyjęta z Dragonforce, no i te elementy agresji z melodyjnego death metalu. Można też odnieść wrażenie, że wokalista Jimi Maltais podszkolił się w śpiewaniu i jego partie nabrały agresywności. W takich utworach jak „Heros among Us” czy „A Gathering of Kings” jest to element wręcz niezbędny. Numer 5 to „Maidens Call” i tutaj zespół pokazuje, że potrafią się odnaleźć w dłuższych, bardziej zakręconych kompozycjach. Pamiętajmy, że Crimson Shadows funkcjonuję w głównej mierze dzięki znakomitym gitarzystą i zarówno Greg jak i Rayn dobrze się bawią przy tym co wygrywają. Nic nie jest na siłę, słychać radość i chemię między nimi, a to owocuje pomysłowymi melodiami i motywami. Dobrze to odzwierciedla energiczny „Braving The Storm” czy „Freedom and Salvation”. Jednak zespół potrafi zaskoczyć czymś spokojniejszym co słyszymy w „On the Eve on the battle”, czy 10 minutowym kolosem co potwierdzają „Moonlit Skies and Bloody Tides”. Ten ostatni utwór to Crimson Shadows w pigułce.

Crimson Shadows konsekwentnie kontynuuje styl opracowany na debiucie. Słychać pewne kosmetyczne ulepszenia, słychać, że materiał jest dojrzały i bardziej zaskakujący. Zresztą już frontowa okładka daję sygnał, że jest to dzieło muzyków bardziej doświadczonych i gotowych do zwojowania świata. Dobra robota.

Ocena: 9/10

1 komentarz: