Amerykański zespół
o nazwie Meliah Rage ma swoje najlepsze lata już dawno za sobą, ale
nie jest to przeszkodą żeby dalej nagrywać nowe kompozycje i
wyruszać w trasę koncertową. Po 3 latach od „Dead to the world”
przyszedł czas na kolejne wydawnictwo tej formacji i fani muzyki w
stylu Paradox czy Metal Church nie powinni narzekać, bowiem
„Warrior” to całkiem przyzwoita mieszanka heavy metalu i thrash
metalu.
Choć były obawy co do
tej płyty, wynikające z różnych sytuacji. Pojawienie się
nowego wokalisty Marca Lopesa czy słabsza jakość muzyki na
ostatnich albumach Meliah Rage. Może nie udało się wyjść z dołka
i zarejestrować krążek na miarę tych płyt z lat 80, które
przyniosły kapeli rozgłos, ale nowy album ma kilka przebłysków
i słychać, że zespół zarejestrował bardziej dopracowany
album. Już otwieracz „Warrior” to taki hołd dla
Metaliki czy Metal Church i podoba mi się jak zespół
krzyżuje tutaj patenty heavy metalowe i thrash metalowe. Nic
odkrywczego, ale prezentuje się o niebo lepiej niż kompozycje z
ostatnich dzieł tej formacji. W „I am The Pain”
słychać bardziej stonowane tempo i mroczniejszy klimat. Tutaj nie
do końca się wszystko sprawdziło, ale to wciąż solidne grania na
dobrym poziomie. Dopiero w „When We Wake” można
odnieść wrażenie, że brakuje momentami pomysłów i
ciekawej konstrukcji. Mocnym punktem tej płyty jest bez wątpienia
szybszy „A Dying Day”czy agresywniejszy „In
Hate” i jak dla mnie mogło być więcej takich kawałków,
które wnoszą ożywienie podczas słuchania płyty. Marc Lopes
sobie radzi, szkoda tylko że gitarzyści zostają daleko w tyle i
nie w głowi im zaskoczenie słuchacza czy też wytężenie się aby
stworzyć bardziej atrakcyjny motyw czy melodię.
Jest ciekawiej niż na
ostatnich płytach, lecz dalej to nie jest to czego się oczekuje od
tej formacji. W dalszym ciągu jest to rzemieślnicze i mało
atrakcyjne granie. Brakuje ducha i zaangażowania w muzyce Meliah
Rage. Skoro zmiana personalna tego nie zmieniła, to co może? Chyba
już nic.
Ocena: 5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz