Wiele kapel, które
były znane w latach 80 stara się powrócić i przypomnieć o
sobie swoim fanom. Takie powroty mogą być niebezpieczne, ponieważ
nie tak łatwo jest nawiązać do dawnych lat, poza tym nie tak łatwo
jest nagrać godny uwagi materiał. Drugiej młodości poszukała też
Ann Boleyn, czyli ikona amerykańskiego heavy/speed metalu i jedna z
najbardziej znanych wokalistek heavy metalowych. Oczywiście dała
się nam poznać za sprawą kapeli o nazwie Hellion. Pamiętny debiut
„Screams in the Night” po dzień dzisiejszy zachwyca i jest to
klasyka gatunku. Helion powrócił, choć to już inny zespół,
to jednak wciąż jest Ann na wokalu i w sumie więcej do szczęścia
nie trzeba. Póki co Hellion wydał mini album zatytułowany
„Karmas a Bitch”.
Na pełen album przyjdzie
jeszcze czas, ale to jest już mały krok, który zbliża nas
do tego wydarzenia. Celem było sprawdzenie jaka będzie reakcja
fanów, słuchaczy na powrót Hellion po tylu latach, w
końcu ostatni ich album „Will Not Go Quietly” ukazał się w
2003 roku. Zespół może być spokojny, bo nowy materiał
przypomina ten z debiutu, bowiem jest mieszanka heavy/speed metalu, a
także hard rocka. Słychać szkołę Accept, Warlock czy Judas
Priest, tak więc czuć klimat lat 80. Najważniejsze, że jest to
dalej Hellion, taki jaki był w latach 80, wciąż mogący wiele,
wciąż grający na poziomie. Ann wciąż brzmi znakomicie pomimo
takiego upływu czasu i to jest klasa sama w sobie. Udało się
uzyskać odpowiednie brzmienie płyty, które przypomina nam
lata 80, spora też w tym zasługa Wrighta i Warrena, którzy
grali z samym Dio. Wpływy Ronniego i jego działalności też bardzo
mocno dają o sobie znać w muzyce Hellion. Wystarczy zapuścić
szybszy „Watch The City Burn”, który ma
klimat „Last in Line”. Dobre tempo, chwytliwy motyw i duża dawka
energii. Przypominają się stare dobre czasy i tutaj bardzo miło
mnie zaskoczył gitarzysta Maxwell Carlisle, którego znam z
solowej kariery. Zawsze widziałem w nim tylko solidnego muzyka,
który niczym się nie wyróżnia. Teraz można dostrzec,
że ma swój styl i potrafi grać. To właśnie dzięki jego
grze taki „Hell Has no Fury” brzmi tak znakomicie.
Ten utwór utrzymany w średnim tempie ukazuje przede wszystkim
przebojowe oblicze kapeli. Płyta trzyma w napięciu i to już
właściwie od samego początku. Spokojne wejście „Betrayer”
przypominające dokonania Metaliki jest tutaj bardzo tajemnicze i
zaskakujące. Pojawiają się wątpliwości co do dalszej części.
Szybko zostają one rozwiane i to się nazywa mocne uderzenie na
samym wstępie. Tytułowy „Karma's a Bitch”
przypomina posępny „Shades of Death” Accept i to potwierdza że
w wolniejszym tempie Hellion też sobie radzi całkiem dobrze. Wokal
Ann wpasowuje się tutaj idealnie w ten mroczny klimat. Na koniec
podsumowanie w postaci „Rockin Till The end” , które
podkreśla formę Hellion, znakomity materiał, który dobrze
zapowiada przyszły pełnometrażowy album, a przede wszystkim fakt,
że Hellion powrócił.
To już inne czasy, to
już inni muzycy, ale Hellion wciąż jest sobą. Niby mamy rok 2014,
a Hellion brzmi jakby żył wciąż latami 80, jakby nie liczyło się
to co jest popularne, tylko co gra im w sercach. Szczery, bardzo
chwytliwy heavy/speed metal skonstruowany przez doświadczonych
muzyków dla prawdziwych koneserów starych kapel i dla
tych co stęsknili się za Hellionem. Witamy z powrotem.
Ocena: 8/10
P.s Recenzja przeznaczona dla magazynu HMP
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz