Znikający punkt to dobra
nazwa, wręcz adekwatna do kapeli, która nie zagościła długo
na scenie metalowej, która znikła niczym punkt. Vanishing
Pont to japoński zespół, który zdecydował się grać
melodyjny heavy metal, z domieszką hard rocka. Za czasów
swojej działalności udało im się nagrać debiutancki album
„Twilight Zone” oraz mini album„Fantasy of Future”. To
właśnie ten mini album był pierwszym krokiem w stronę zdobycia
fanów. Płyta ukazał się w 1987r. czyli w okresie w którym
pojawiło się wiele znakomitych albumów. Mimo tego warto
zwrócić uwagę na Vanishing Point i „Fantasy of Future”.
Słuchając tej płyty
można odnieść wrażenie, że kapela inspirowała się Rainbow,
Uriah Heep, czy też Eletric light Orchestra. Nie brakuje klawiszy,
kosmicznej otoczki, czy też w końcu bardziej wyszukanych melodii.
Jest w tym wszystkim nutka hard rocka ale też i progresywnego
metalu. Wyjątkowy styl, który przypasował do wokalu Rei.
Spokojny, lekki i rockowy wokal, który nadał całości
przyjemnego, ciepłego wydźwięku. Dobrze to ukazuje „Vanishing
Point”. Lekki rockowy, ale też bardzo melodyjny kawałek,
który wydobywa to co najlepsze z Rei. Ktoś powie, że takich
kapel było pełno, ale mało kto tak znakomicie tworzył kosmiczny,
futurystyczny klimat. Otwierający „Fantasy of future”
interpretuje styl zespołu najlepiej. Te klawisze ocierające się o
Jarre'a czy Marka Bilińskiego znakomicie współgrają z tym
co wygrywa gitarzysta Mr. Shinji. Stara się nadać kompozycjom
rockowe, finezyjnego charakteru, ocierając się o neoklasycyzm co
wychodzi mu całkiem dobrze. Energiczny „End of Summer”
to tylko przedsmak tego co nas czeka. Zespół stara się nas
zaskoczyć świeżością i wychodzi im ta sztuka, bo taki „Kansahimi
No Naka De” zaskakuje. Podobają mi się zwłaszcza
odesłania do twórczości Ritchiego Blackmore'a, które
słychać w „Change Myself” czy w przebojowym
„Street Driver”.
Muzyce nie zawiedli,
ciekawy styl zrobił swoje, ale kiepska promocja, brak siły
przebicia i niskiej jakości brzmienie pogrzebało ten potencjał
jaki drzemał w Vanishing Point i tak o to kolejna ciekawa kapela
znikła w sferze nicości. Mini album trwa 36 minut, więc można go
potraktować jak debiut, który jest jakże udany.
Ocena: 7.5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz