Strony

sobota, 25 października 2014

LONEWOLF - Cult of Steel (2014)

„Cult of Steel” to już 7 album francuskiej formacji Lonewolf, której muzyka przypomina takie zespoły jak Running Wild, Grave Digger, czy Crystal Viper. Zdobyli szerokie grono fanów na całym świecie i zawdzięczają to pomysłowości, stylowi jaki reprezentują, a przede wszystkim tym że nagrywają solidne albumy. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że ostatnim czasy wydawnictwa Lonewolf ukazują się każdego roku. Takie zjawisko bardzo cieszy, bo muzyki tej zacnej kapeli nigdy za wiele, zwłaszcza że panowie nie schodzą poniżej pewnego poziomu. To jest jeden z tych zespołów, który wie jak kształtować już dawno określony styl, jak go ulepszać i rozwijać. Nowy album Lonewolf to właściwie kontynuacja poprzednich wydawnictw. Mamy dalej szybkie, agresywne granie utrzymane w stylu heavy/speed metal, okraszony tradycyjną oprawą i klimatem lat 80. Ten sam sposób konstruowania utworów, refrenów i wykonanie, choć nowy album stylem przypomina bardziej „Made in Hell” niż np. ostatni „The Fourth and the Final Horseman”, który był niemal idealnym albumem. Nawet okładka przypomina tamten album. Jest klasyczne brzmienie i bardziej heavy metalowy wydźwięk, ale to wciąż ten Lonewolf, który kochamy. Znajdą się tacy co zarzucą im zjadanie własnego ogona, bo przecież otwieracz „The Cult of Steel” brzmi bardzo znajomy. Oczywiście klimaty Running Wild ogrywają tutaj kluczową rolę. Nie przeszkadza mi wtórność w tej kapeli, bo nadrabiają w innych aspektach. Mało kto potrafi grać tak energicznie, z takim powerem i pomysłowością. Szybkość i przebojowość to zgrany duet i Lonewolf to potwierdza. Warto też podkreślić, znakomicie sprawdza się nowy perkusista, a mianowicie Bubu Banner, który w takim „Hordes of The night” pokazuje na co go stać. Running Wild na sterydach słychać w rozpędzonym „Blood Of The Heretic” i taki Lonewolf nie prawa nudzić, nawet jeśli jest to kolejny podobny utwór o takiej formule. Na szczególne wyróżnienie z pewnością zasługuje „Hell's Legacy”, choćby ze względu na ciekawe popisy gitarowe Alexa i Jensa. Panowie bardzo dobrze się rozumieją i ta współpraca przynosi naprawdę znakomite efekty. Bardziej hard rockowy „Funeral Pyre” kojarzy mi się z Powerwolf. Tutaj zespół pokazał, że nie tylko szybkość im w głowie i nie mają trudności z stonowanym kawałkiem. Potem mamy serię petard w postaci „Force to Fight”, „Open Fire” i treściwego „The grey Wolves”, który zamyka ten album. Dostalismy typowy album Lonewolf. Płyta zdominowana przez szybkie kompozycje, przez przebojowość i dużą ilość ciekawych melodii, które są mocno zakorzenione w twórczości Running Wild. Póki co ta formuła się sprawdza, pytanie na jak długo jeszcze starczy pomysłów? Oby na jak dłużej.

Ocena: 8.5/10

1 komentarz: