Technika poszła do
przodu i właściwie daje ona sporo możliwości młodym osobom,
które mają muzykalną duszę. Nie każdemu jest dane założyć
własny zespół i zebrać zgrany skład, to też wiele takich
muzyków ucieka się właśnie do takiego rozwiązania, że
wszystkim sam się zajmuje. Już za to należą się brawa greckiemu
Avenguard za to że można w pojedynkę też wiele zdziałać. To
jest właściwie jakby nie patrzeć solowy projekt muzyka Avenguard,
który właśnie tak nazwał swój projekt. Działa od
kilku lat, a najlepsze jest to że nagrał 4 albumy w dwa lata.
Najnowszym dziełem jest „Eternal Battle”, który
przyciągnie nie jednego fana power metalu przede wszystkim
znakomitą, kolorystyczną okładką, która przepełniona jest
rycerskim klimatem. Czy muzyka jest również dobra? Z tym jest
różnie. Brakuje tutaj precyzji, elementu zaskoczenia, a
przede wszystkim pomocy może kolegów, którzy z miłą
chęcią wystąpili by w roli muzyków sesyjnych? Można
tworzyć muzykę instrumentalną, ale jak ma się talent pokroju
Yngwiego Malmsteena. Niestety Avenguard to nie ta klasa i raczej mamy
do czynienia z średnim poziomem. Już nie chodzi o same pomysły na
kompozycje, ale ich wykonanie. To przedkłada się na jakość i
wrażenia z odsłuchu. Otwieracz „Sword and Spear”
jest chaotyczny i brakuje mi tutaj przewodniego motywu. „Wild
Fire” brzmi monotonnie i za dużo tutaj sztuczności.
„Never Again” ma nam zapewnić ponury klimat,
jednak też pozostaje niedosyt. „One way to Glory”
jest mocno inspirowany Judas Priest i zapewne nabrałby rumieńców,
gdyby wstawiono tutaj partie wokalne. Ciężko tutaj znaleźć coś
pozytywnego i sam materiał daje więcej zmartwień niż radości.
Płyta powinna brzmieć jak mocniejszy „The Throne of Metal”.
Czysty heavy/power metal i to taki zagrany z pasją. Tego właśnie
brakuje tej płycie. Jest chęć, są i umiejętności, tylko
pomysłowości i techniki brakuje. Wszystko da się wypracować, więc
kto wie może jeszcze usłyszymy o Avenguard?
Ocena 3/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz