Strony

poniedziałek, 3 listopada 2014

VICTORIUS - Dreamchaser (2014)

Niemiecki band, który się zwie Victorius szybko awansował do pierwszej ligi jeśli chodzi o power metal. Nie przez wzgląd, że reprezentują Niemiecką scenę power metalowa, która jest bardzo silna. Nie przez to, że jest to młody, energiczny zespół, który jest głodny sukcesu. Nie przez, to że w ich muzyce słychać wpływy takich gigantów jak Helloween, Edguy czy Gamma Ray. Przede wszystkim na ten zaszczyt zasłużyli, dzięki pracowitości, pomysłowości, talentowi. Poza tym mało, który młody band potrafi nagrać z marszu trzy znakomite płyty utrzymane na wysokim poziomie. To nie lada sztuka, zwłaszcza kiedy mówi o power metalu, który w tradycyjnej formie znanej z połowy lat 90 jest rzadko spotykany. Już swoim drugim albumem „The Awekening” dali do zrozumienia, że power metal we krwi i wiedza jak poskromić fanów Gamma Ray, Helloween, czy Edguy. Ten album postawił wysoko poprzeczkę zespołowi i szczerze nie sądziłem, że są wstanie ją przebić. A jednak nowy album zatytułowany „Dreamchaser” wydaję się jeszcze bardziej dopieszczony. Mam wrażenie, że już brzmienie jest mocniejsze, bardziej soczyste, bardziej mięsiste, mające prawdziwy metalowy kop. Okładka podobnie jak i na poprzednich wydawnictwach bardzo kolorystyczna i klimatyczna. Można dostrzec jak zespół przywiązuję uwagę do szczegółów i dba o każdy detal. Została przerysowana konstrukcja płyty, czyli znów mamy krótki, zwarty materiał, który jest pozbawiony sterylnego silenia się na długie kawałki. Mamy 11 energicznych kawałków, oddających piękno i prawdziwą moc power metalu. Na korzyść zespołu działa David Babin, który swoim wokalem przypomina Kiske i Fabio Lione, czy Tobiasa Sammeta. Najwięcej dali z siebie jednak gitarzyści, słychać że rozwijają się, że chcą zaskakiwać i porywać swoimi motywami. Tak też jest z otwieraczem „Twilight Skies”, który wigorem dorównuje Dragonforce, co bardzo cieszy. Ostrzejszy riff, bardziej stonowane tempo, więcej urozmaicenia no i szczypta promieni Gamma i mamy kolejny hit w postaci „Day of Reckoning”. Klimaty starego Gamma Ray i Helloween dają o sobie znać w „Dragonheart”. Zadbano tutaj o szybkość, o dynamikę i melodyjność. Główny riff i klawiszowe ozdobniki przywołują na myśl również twórczość Stratovarius. Zespół potrafi pozostawić radosny power metal, na rzecz agresywniejszego, mroczniejszego, z nutką thrash metalu co potwierdzają w „Fireangel”. Pod 5 mamy „Dreamchaser” i to jest kolejny przebój. Tytułowy kawałek to taka wizytówka tej płyty i samego zespołu. Kiedy zdaje się nam, że zespół wyczerpał pomysłowość to nagle pojawia się rytmiczny „Battalions of The Holy Cross” z prostym, ale jakże zapadającym riffem. Więcej heavy metalu uświadczymy w marszowym „Blood Alliance”. Marszowe tempo sprawia, że mamy prawdziwy metalowy hymn, który rozgrzeje nie jeden koncert. Tytuł „Speedracer” mówi że jest to utwór szybki i energiczny. Tak też jest i wcale to nie dziwi. Znów ostrzejszy i bardziej nowocześniejszy jest „Black and white”, tak więc zespół stara się dogodzić również fanom obecnego brzmienia power metalu. Znalazło się też miejsce dla ballady i tutaj „Silent Symphony” mimo swojego charakteru nie ustępuje mocy tym wcześniej wspomnianym petardom. Choć chciałbym znaleźć wadę, przyczepić się do czegoś, to nie mam nawet do czego. Victorius dopracował materiał i nie pozostawił żadnych śladów zaniedbania czy fuszerki. Efekt końcowy jest zdumiewający. Niby to wszystko już było tyle razy w przeszłości, że życia by brakło żeby wymienić, a mimo to album jest znakomity i wyjątkowy. Perełka w swojej kategorii.

Ocena: 9.5/10

1 komentarz:

  1. Taka ''powtórka z rozrywki'' mało komu się zdarza.Po prostu metalowa viktoria. ;D

    OdpowiedzUsuń