Zapał i pracowitość japońskiego
Anthem jest naprawdę godna podziwu. Bardzo regularnie wydają nowe
albumy i każdy z nich to kawał porządnego heavy/power metalu. Tyle
już tego się uzbierało, że można stracić rachubę, ale
najważniejsze w tym wszystkim jest to, że ta formacja nie zbacza z
obranego kursu. Gra swoje i na takim samym dobrym poziomie, jaki
prezentuje od bardzo dawna. Nie zawiodłem się na Anthem i nowy
album zatytułowany „Absolute World” nie zmienia tego stanu
rzeczy. Ta płyta to kontynuacja tego co zespół wypracował
na „Burning Oath” i „Heraldic Device”. Wiele zostało
przerysowane począwszy od brzmienia, od aranżacji i konstrukcji
utworów. To jest bez wątpienia spory plus, bo przecież
soczyste, mocne brzmienie połączone z agresywnymi i melodyjnymi
partiami gitarowymi Shimizu. To on bez wątpienia wraz z wokalistą
Yukio trzyma zespół w ryzach i jest źródłem jego
mocy. Bardzo dobrze odzwierciedla instrumentalne umiejętności
Shimuzu utwór instrumentalny w postaci „Absolute
Figure”. Mieszanka progresywności, symfoniki i
neoklasycznego wydźwięku, tak można by określić ten utwór.
Już sam otwieracz „ Shine on”pozytywnie nastraja słuchacza.
Chwytliwy i zapadający w pamięci melodyjny metal. Nutka power
metalu sprawdza się w ostrzejszym „Stranger” czy
przebojowym „Pain”, które zaliczam do
najciekawszych kompozycji z całej płyty. Bardziej romantyczny „Love
of Hell” ma nieco inny nastrój, inny wydźwięk.
Jest więcej łagodności, trochę komercji, ale utwór sam w
sobie jest udany. Energiczne, pełne werwy granie dostajemy też w
„Let it Die” czy mroczniejszy „Egde of
Time” i to jest najlepsza odsłona Anthem. Jak najwięcej
takich utworów na płycie i będę się jeszcze długo cieszyć
popularnością. Bardzo dobry album, ale to było do przewidzenia.
Ocena: 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz