Strony

sobota, 17 stycznia 2015

NO RETURN - Fearless Walk To rise (2015)

30 marca 2015r. To ważna data i powinni ją zapamiętać fani melodyjnego death metalu i thrash metalu. To data premiery nowego wydawnictwa francuskiego No Return. „Fearless walk to Rise” to już 9 album tej formacji, która istnieje od 1989 roku. Grupa ta specjalizuje się w graniu mieszanki melodyjnego death metalu i thrash metalu. Ich styl najłatwiej można opisać jako miks Testament i Arch Enemy. Przez te wszystkie lata kapela nie schodziła poniżej pewnego poziomu i nowy album z pewnością nie zawiedzie fanów No Return. Pokuszę się o stwierdzenie, że jest to jedna z najciekawszych propozycji w melodyjnej odmianie metalu.

No return przeżywa drugą młodość i to słychać na nowym albumie. Przyczyn tego zjawiska z pewnością należy doszukiwać się w zmianach personalnych. Pojawił się nowy wokalista, perkusista i gitarzysta. Spore przetasowania w składzie, ale sprawiły że zespół brzmi świeżo i jakość prezentowanej muzyki też została podniesiona. Głos Micka jest agresywny i techniczny. Najlepsze jest to, że potrafi nas zabrać do świata death metalu czy też thrash metalu. Nadał muzyce No Return nieco innego charakteru, ale z pewnością jest to zmiana na plus. Gitarzysta Alain Climant, który jest jedynym członkiem który jest od początku, teraz do pomocy ma Jerome Pointa, który dobrze sobie radzi. Panowie dogadują się i efektem tego są naprawdę ciekawe i pomysłowe partie gitarowe. Położono nacisk na dynamikę, na szybkość, na agresywność, jednocześnie dbając o melodyjność danej kompozycji. Sekcja rytmiczna wraz z nowym perkusistą też robi niezłe wrażenie. Dzięki nim album nabiera niezwykłej mocy i od samego początku do końca płyta powala mocnym uderzeniem i soczystym brzmieniem. 10 utworów dających nie całe 50 minut to jest to co oferuje nam francuski band w zamian za nasz czas. Uczciwa jest to wymiana, zwłaszcza że zawartość jest tutaj z górnej półki. Minutowe wejście w postaci „Ascent” wprowadza nas w całkiem ciekawy, podniosły nastrój i chce się więcej. Energiczny „Stronger than ever” to prawdziwa petarda. Zespół tutaj pokazuje pazur i zabiera nas w rejony Children of Bodom, Testament, Arch Enemy czy nawet Kalmah. Niezwykła mieszanka, która już sprawia, że szczęka opada. W podobnej konwencji utrzymany jest „Submission Falls” i tutaj można pochwalić za melodyjne popisy gitarzystów, zwłaszcza kiedy przychodzi moment solówek. Dalej mamy klimatyczny „Sounds of Yeasterday” i w tym utworze swoje umiejętności prezentuje Mick. Dzięki niemu kompozycja nabrała tutaj bardziej death metalowego charakteru. Nutka power metalu pojawia się w rozpędzonym „Paint Your World”, który jest kompozycją niezwykle dynamiczną i melodyjną. W podobnym stylu jest „Face My Dark”, który jest przykładem, że w tym gatunku też można stworzyć przebój. Bardziej thrash metalową kompozycją jest tutaj złowieszczy „Bloodbath Legacy” i podoba mi się tak zagrany thrash metal, który opiera się na agresji i szybkim tempie. Na płycie mamy tez dwie dłuższe kompozycje, a mianowicie brutalny „Sworn to Be” i melodyjny „Hold My Crown”, które są najbardziej urozmaicony kompozycjami na płycie. No i jeszcze nie można tutaj pominąć niezwykle melodyjnego „Fearless”, który też ma coś z twórczości Kalmah.

Ta płyta nie ma wad, chyba że komuś będzie przeszkadzać, że zespół przez cały album serwuje nam kompozycje w podobnej stylistyce. Dzięki takiemu układowi album od początku do końca niszczy energią i agresją. Nawet fani melodyjnego metalu będą w pełni zadowoleni. No Return w szczytowej formie. Gorąco polecam!

Ocena: 9.5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz