Strony

poniedziałek, 2 lutego 2015

WAR DANCE - Wrath For The Ages (2015)

Ciężko dzisiaj o jakieś ciekawe pozycje z kręgu epickiego heavy/power metalu. Brakuje płyt na miarę takich bandów jak Omen, Cirith Ungol, Warlord czy Manilla Road. Właściwie tylko stara ekipa najlepsze radzi sobie z epickim heavy/power metalem. Jednak chyba nie wszystko stracone, bo rok 2015 zaczął się całkiem dobrze dlatego gatunku. Pojawił się Veonity, Visgoth, a teraz jeszcze dochodzi grecki War Dance. Kapela działa od 2010 roku, jednak dopiero teraz udało im się wydać pełnometrażowy album. „Wrath For The Ages” to coś więcej niż zwykły debiut, jakiejś tam młodej kapeli, która chce zdobyć sławę jadąc na sentymencie fanów wielkich kapel pokroju Manowar czy Manilla Road. War Dance pokazał, że można nagrać coś ambitnego, coś świeżego i odbiegającego od typowego i jasno określonego standardu. Może nie jest to łatwa i schematyczna muzyka, ale czy zawsze to musimy dostawać?

Właśnie styl greków jest tutaj najbardziej imponujący. Dominuje epicki heavy metal, ale jest też amerykański power metal, jest nutka progresywnego metalu i wszystko przesiąknięte amerykańskim stylem. Zwłaszcza brzmienie, takie nieco toporne i przybrudzone nasuwa stare płyty Warlord czy Cirith Ungol. Budzi to wielki podziw. Elftherios to wokalista o mocnym i podniosłym głosie i dzięki niemu płyta brzmi naprawdę epicko. Nasuwają się najlepsi wokaliści heavy metalowi w tym sam pan Adams z Manowar. Nie wiele gorzej wypada duet gitarzystów. Goerge i Tassos stawiają na pomysłowość, na urozmaicenie i złożone motywy. Można poczuć klimat momentami doom metalowy, do tego partie te przyozdobione są różnymi smaczkami. Słychać to choćby w „Prometheus”, gdzie partie gitarowe wspierają progresywne klawisze. Ta kompozycja pokazuje jaki ponury i taki przytłaczający klimat mamy. Nie jest to proste, melodyjne i chwytliwe, ale tutaj miał być ukazany prawdziwy bitewny klimat, ta epickość najwyższych lotów. Robi to niezłe wrażenie. Choć nie brakuje tutaj rasowych przebojów, które porywają szybkością i chwytliwymi melodiami. Taki właśnie jest tytułowy „Wrath for the Ages”, w który można usłyszeć Cirith Ungol ale też i Warlord. Brzmi to imponująco i świeżo. Ta muzyka grana przez greków ma nas poruszyć, ma wzbudzić emocje. Kiedy słucha się takiego urozmaiconego kawałka jak „Recall” czy marszowego „War of Titans” to budzą się różne demony i różne emocje, które w nas siedzą. Bas często wybija się nad pozostałe instrumenty i jego moc jest słyszalny już w melodyjnym otwieraczu „Achilles War Dance”. Nutka progresywności, a także doom metalowy riff sprawia, że „Marathon” to kolejna perełka. Dla tych co lubią proste melodie i łatwo wpadające w ucho granie ten z pewnością polubi taki „Freedom” czy „The Thunder inside me”. Materiał jest równy i obyło się bez większej wpadki.

War Dance i ich debiutancki album zatytułowany „Wrath For The Ages” to jedna z najciekawszych premier roku 2015. Kapela zaskakuje świeżością, pomysłowością i wykonaniem. Malo kto by powiedział, że to dzieło zespołu, który debiutuje. Kapela brzmi dojrzale i taki też jest materiał. Postawiono nacisk na melodie, klimat i epickość. Przypominają się wydawnictwa Warlord, Cirith Ungol czy Manilla Road, ale War Dance chce tworzyć własną historię. Znakomity start. Polecam.

Ocena: 8.5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz