Strony

poniedziałek, 30 marca 2015

CHRONOMANCY - Here & Now (2014)

Nazwa Chronomancy idealnie pasuje do greckiego zespołu, który się zrodził w 2010 roku w miejscowości Thessaloniki. Nazwa ta odnosi się do czasu, pojęć związanych ze światem nadprzyrodzonych rzeczy. Tak więc nutka magii i tajemniczość, to jest coś co pojawia się w muzyce tego zespołu. Starają się grać przede wszystkim power metal w melodyjnej odmianie, ale nie brakuje też odesłań do progresywnej odmiany tego gatunku czy też nawet do epickiego heavy metalu. To w efekcie daje niezłą mieszankę i właśnie tego można się spodziewać po debiutanckim albumie „Here & Now”. Muzycznie porównałbym ich do Adagio czy Firewind. W kapeli drzemie spory potencjał i z pewnością jeszcze wszystkiego nie pokazali. Póki co imponuje wokalista Yiannis, a wszystko za sprawą swojej maniery i technice. To on buduje klimat i nadaje kompozycjom odpowiedni ładunek emocjonalny. Debiutancki album wyróżnia się przede wszystkim intrygującymi i dość pomysłowymi partiami gitarowymi i przebojowością. Wszystko brzmi świeżo i obeszło się bez bezmyślnego kopiowania czyjegoś stylu. Przy muzyce Chronomancy można naprawdę odpłynąć i poczuć się jak w innym wymiarze. Już intro wprowadza nas do świata magii i wymiaru, w którym liczy się czas. „Shinning Blood” to już bardziej klasyczne granie i tutaj można wyłapać wpływy nawet Crystal Viper. Zwłaszcza riff jest mocno osadzony w twórczości CV. „Black war” to już bardziej rozbudowany kawałek i tutaj już mamy do czynienia z mieszanką epickiego metalu i power metalu. Jest moc, jest podniosły refren i marszowe tempo w niektórych momentach, tak więc jest to co tygryski lubią najbardziej. Taki prosty power metal przypominający Black Majesty czy Helloween mamy w „Baptized in Fire” , który jest jednocześnie jednym z najbardziej chwytliwych przebojów na płycie. Bardziej progresywny „Visions” to jest właśnie to granie w stylu Firewind i bardzo mi się podoba to, zwłaszcza że Firewind już dawno nic dobrego nie stworzył. Nieco folkowy, nieco bardziej tajemniczy „A Bards Dream” to z kolei ukłon w stronę klasyki Blind Guardian czy tez może Falconer. Piękna ballada, która łapie za serce. Płytę właściwie zdominowały szybkie kawałki pokroju „Bridge of Faith” czy „Divine Command”, ale dzięki temu płyta nie nudzi i cały czas zachwyca swoją formą i aranżacjami. Złego słowa o tym krążku nie można napisać. Są emocje, jest zabawa i jest moc. Bardzo udany debiut greckiej formacji, która pokazuje że można stworzyć jeszcze coś z pomysłem i na poziomie. Dla fanów Firewind pozycja obowiązkowa.

Ocena: 8.5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz