Strony

sobota, 14 marca 2015

DOLINA CIENI - Wzgórze Tysiąca Dusz (2015)

Pozwólcie że zabiorę was do Doliny Cieni. Krainy pełnej mroku, nie pewności i mistyczności. Do świata, który rządzi się innymi prawami niż nam te wszystkie znane spod znaku Crystal Viper, Made of Hate czy Turbo. Dolina Cieni to coś więcej niż kolejny młody zespół heavy metalowy, to powiew świeżości na naszym rodzimym rynku muzycznym. W końcu pojawił się ktoś odważny, który postanowił przełamać pewne ramy, pewne granice i nie ograniczać się tylko do hard rocka, heavy metalu czy death metalu, którego tak pełno na naszym rynku. Brakowało mi zespołów, które nie boją się uderzyć w pegan metal, w folk metal, a nawet black metal czy gothic metal. Co ciekawe Dolina Cieni to zespół, który nie odrywa się od tradycyjnego heavy/power metalu i usłyszymy pewne echa Judas Priest, Iron Maiden czy Running Wild. Jednak jeśli chodzi o wpływy to ten zespół woli wybierać Ensiferum, Burzum czy nawet Kalmah. Ta lista mogłaby stanowić właściwe recenzje, ale nie to jest przecież ważne. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że zespół czerpie z różnych stylów, zespołów i łączy wiele podgatunków, ale nie popadła w chaos i nie zatraciła swojego charakteru. To jest piękne, że brzmi to wszystko świeżo i jest to coś w tej muzyce. O samym zespole za wiele nie wiadomo i historia zespołu jest owiana tajemnicą. Strony internetowe w tym strona oficjalna zespołu nie nagłaśnia tego. Tak więc zapraszam do dalszej części recenzji gdzie poznamy trochę historii zespołu i to co niesie ze sobą ich debiutancki album „Wzgórze tysiąca Dusz”.

Przede wszystkim nazwa Dolina Cieni funkcjonuje stosunkowo nie dawno. Wcześniej zespół funkcjonował pod nazwą FameFatal i narodził się w Myślenicach. Kapela działa od 2002 roku i na przestrzeni 13 lat były tylko dwie zmiany personalne. W 2004 roku do kapeli dołączył perkusista Grzegorz Szczygieł, a w 2008 roku pojawił się gitarzysta Damian Łapa. Największą rolę w zespole odgrywa Marek Węgrzyn, który pisze teksty, który przesiąknięte są mrokiem i pesymizmem. Jednak idealnie one współgrają z całą tą mistyczną, ponurą otoczką i z wokale Marka. Kiedy śpiewa czysto, to na myśl przychodzi choćby taki Monstrum i wtedy można poczuć tą heavy metalową konwencję, a czasami nawet psychodeliczny rock w stylu Ghost. Prawdziwą atrakcją są jednak growle Marka, które zabierają nas w zupełnie nowe rejony. Black, pegan, folk metal czy nawet death. To wszystko znakomicie ze sobą współgra. Jednak sukces debiutanckiego albumu to zasługa nie tylko dobrego wokalisty. Pozwolę sobie wyróżnić gitarzystów. Duet Łapa/Górka potrafi zaskoczyć, potrafi porwać lekkością i ostrością. Nie brakuje im pomysłów na swoją grę i na popisy gitarowe. Nie łatwo jest dogodzić fanom różnych gatunków, ale myślę że tutaj ta sztuka wyszła. Nie ma monotonności, nie ma miejsca na nudę. To czyni „Wzgórza Tysiąca Dusz” prawdziwą ucztą dla fanów muzyki metalowej. Od strony technicznej album również wypada bardzo dobrze. Soczyste brzmienie, który podkreśla moc instrumentów i klimat tego wydawnictwa. Już otwieracz „Pradawny Gniew” przyprawia o ciarki. Dolina Cieni nie oszczędza się i nagrała dość długi materiał, który trwa godzinę czasu. 6 minutowy „W Sercu Doliny” to znakomity przykład, że zespół radzi sobie z dłuższymi kompozycjami i potrafi stworzyć prawdziwy hit. Utwór porusza słuchacza tekstem i aranżacjami. Więcej heavy metalu niż pegan metalu mamy w „Wkraczając w Pustkę” i tutaj fani Judas Priest powinni być zadowoleni. Zespół wie jak zagrać ostrzej i jeszcze mroczniej co pokazuje w takim „Na złość” czy „Otchłań czasu”. Pierwszym takim poważnym zaskoczeniem na płycie jest nieco folkowy „Więzy Krwi” z ciekawą melodią prowadzącą. To jest jeden z najlepszych momentów na płycie. Podoba mi się też „Strefa Mroku”, która już bardziej nastawiona jest na tradycyjny heavy metal, choć i tutaj momentami jest progresywnie. Miłym dodatkiem jest instrumentalny „Marsz Tytanów”, który podkreśla epickość i podniosłość wydawnictwa. Całość zamyka tytułowy „Wzgórze Tysiąca Dusz”, który ukazuje w pełni umiejętności zespołu i potencjał jaki w nich drzemie. To utwór, który znakomicie podsumowuje album i ukazuje to co zespół gra. Można rzec, że to Dolina Cieni w pigułce. Taki właśnie powinien być tytułowy kawałek, to ma być wizytówka albumu.

Jak zawsze przy tego typu płytach są obawy. Czy się spodoba, czy nie będzie zbyt chaotycznie i czy dana mieszanka gatunkowa w pełni odda charakter zespołu. Dolina Cieni wybrnęła z tego i to bez większego szwanku. Pokazali, że można zmieszać gothic, pegan, folk, heavy i death metal. Brzmi to wyjątkowo dobrze i jest w końcu powiew świeżości na polskim rynku muzycznym. Brakowało takiej kapeli, która odważnie podchodzi do tematu. Znakomicie pasuje do nich nasz ojczysty język, ten mroczny klimat i cała ta otoczka tajemniczości. Jasne są pewne nie dociągnięcia, czasami dany motyw nie do końca przekonuje, ale to jest ich pierwszy album więc jest to zrozumiałe. Czekam na kolejne uderzenie tego młodego zespołu z Myślenic. Polecam

Ocena: 8/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz