W 1985 roku światło
dzienne ujrzał „Metal Lightning Attack”. Był to debiutancki
album niemieckiej formacji Mad Butcher. Nie grali thrash metalu, jak
mogłaby nazwa sugerować. Oni obrali sobie za cel granie w stylu
Living Death, Accept czy Lions Breed. Niestety Mad Butcher, który
został założony w 1981 r nie miał tego czegoś w sobie. Jasne
grali bardzo solidny heavy/speed metal, który bardzo fajnie
się słuchało. Jednak ich debiut pokazał też wady tej kapeli.
Jednym z nich był nieco irytujący wokalista Harry Elbracht, który
przypomina nieco pana Bergmanna z Living Death. Może śpiewa i
drapieżnie, ale technika tutaj bardzo kuleje. Brzmienie też tutaj
zostało położone i raczej mamy do czynienia z niechlujstwem. Jest
chaotycznie i bardzo surowo. Jednak mimo pewnych wad, wtórności
owy album daje radę. To co go ratuje to niezwykła dynamika, szybkie
tempo, a także ciekawe motywy gitarowe w wykonaniu duetu Borchert/
Keller. Może nie grzeszą oryginalnością, ani też nie powalają
techniką, ale wiedzą jak grać solidny heavy/ speed metal. Płyta
jest bardzo treściwa, bo w końcu mamy 10 utworów dających
nie całe 40 minut muzyki. Otwieracz „Rock Shock”
szokuje z pewnością formą, energią, melodyjnością, bo cała
reszta aż się prosi o poprawkę. „Mad Butcher” to
kompozycja bardzo podobna do poprzedniej, aczkolwiek tutaj mamy
ciekawszy motyw gitarowy i ostrzejszy riff. Do grona ciekawych
kompozycji można śmiało zaliczyć szybki „Right or Wrong”,
przebojowy „Night of the Wolf” czy rozpędzony „Bad
Chile Runnin”, który nawet przypomina debiut
Helloween. Ciekawie wypada hard rockowy „Livin in Sin”
czy „Fearless, Heartless”, w których
zespół próbuje imitować Accept, ale z niezbyt
zadowalającym skutkiem. Gdyby dać lepsze brzmienie i bardziej
technicznego wokalisty to kto wie czy nie byłby ten zespół
bardziej znany. A tak niestety zespół nie porwał swoim
niedopracowaniem i kiczowatą okładką, które odstrasza. Sama
muzyka też nie zostaje na długo w myślach. Drugi album tej
formacji, który był ostatnim też tego nie zmienił.
Ocena: 5.5/10
Hehe, przy takich zżynkach podawaj chociaż linka do źródeł :P
OdpowiedzUsuńPozdro
Nie wiem gdzie te widzisz podobienstwa. To że słychać tam living death to nie trzeba być nawet specem :P Mój tekst jest inny od Twojego co z resztą widać :p U Ciebie są informacje, a u mnie masz recenzje i to co zawiera też album :D Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńSkoro masz mnie za idiotę,..w każdym razie wspomniałem ci o tym.
OdpowiedzUsuńWstawiaj linki, albo nie kopiuj info ode mnie. Pozdrawiam