Wielka Brytania kryje
wiele kapel, które zrodziły się w latach 80, lecz dopiero od
niedawna tak naprawdę świat może obcować z ich muzyką. Jednym z
takich zespołów jest Soldier. W 1979 r powstał z inicjatywy
Iana Dicka, który do dzisiaj pełni rolę gitarzysty. Na
początku lat 80 zespół się rozpadł nie wydając właściwie
nic poza demami i albumem koncertowym. Dopiero w 2005 roku wydali
debiutancki album zatytułowany „Sins of the Warrior”. Po 8
latach wydali „Dogs of War” i to był dowód na to, że
panowie wrócili na dobre. Teraz w tym roku postanowili wydać
kolejny album w postaci „Defiant”, który pokaże że w
dzisiejszych czasach można grać mieszankę hard rocka, heavy metalu
i NWOBHM w klasycznym wydaniu.
Na próżno szukać
w muzyce tej kapeli nutki oryginalności, czegoś co zwali nas z nóg
i przejdzie do historii brytyjskiego metalu. Oni mają całkiem inne
priorytety. Panowie chcą nam przypominać lata 80 i NWOBHM za pomocą
swoich riffów i melodii. Wokalista Richard Frost też manierą
przypomina Bruce'a Dickinsona, tak więc i doznania podczas słuchania
nowego dzieła są znacznie większe. Nie pasuje do całości i do
zawartości frontowa okładka, która sugeruje thrash metal czy
death metal. Z nią właściwie jest tylko związane przybrudzone
brzmienie niczym wyjęte ze starych płyt Metal Church czy Accept. Ma
to swój urok, ale co najlepsze świetnie to współgra z
mrocznym klimatem wydawnictwa. Richard swoim wokalem potrafi
oczarować i wciągnąć nas w ten ponury świat. 10 utworów
wypełnia to wydawnictwo i zaczyna się od najdłuższego utworu na
płycie czyli „Conquistador”. Świetne wprowadzenie
w klimat płyty i zaprezentowanie poziomu samej muzyki. Zespół
w dość pomysłowy sposób nawiązuje do „The X factor”
Iron Maiden. Dzieje się sporo, a nutka progresywności do daje tylko
uroku. Proste granie pod żelazną dziewicą mamy w chwytliwym
„Leaving”. Sporo niemieckiego heavy metalu lat 80 i
Accept mamy w toporniejszym „Kill or Cure”, ale to
wciąż heavy na wysokim poziomie. Mieszanka NWOBHM i hard rocka mamy
w luźnym „Fight or Fall”. Zespół nie ma
też problemów stworzyć utwór w którym są echa
Motorhead i właśnie taki jest rytmiczny „Dead mans Curve”.
Końcówka płyta również klimatyczna i tutaj
dostajemy mroczny „A Light to see the darkness” i
bardziej progresywny „Defiant”.
O „Defiant” można
powiedzieć wiele, ale najważniejsze jest to, że jest to solidna
płyta utrzymana w klimatach NWOBHM. Przemawiają przez nią lata 80
i stare płyty Iron Maiden,czy Angel Witch. Mroczny klimat nieco
przytłacza i zabija przebojowość w muzyce Brytyjczyków. Nie
można jednak zbyt wcześnie skreślić „Defiant”, bo to solidny
album stworzony przez doświadczony zespół, który żyje
latami 80.
Ocena: 6/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz