Strony

piątek, 10 lipca 2015

HAMMERCULT - Built for War (2015)

Rok temu świat był w szoku tego co dokonał izraelski band o nazwie Hammercult. To włąsnie ich drugi album zatytułowany „Steelcrusher” trząsł sceną thrash metalową. Był to prawdziwy akt heroizmu, bowiem zespół odciął się od wszelkich trendów i dotychczasowych nam kapel, starając się stworzyć coś własnego. Jednocześnie ten album okazał się swego rodzaju powiewem świeżości i przykładem, że thrash metal nie umarł. Kto polubił tamten album, ten będzie zmiażdżony tym jak brzmi „Built for War”.

Dwa lata przyszło poczekać fanom na nowe dzieło, a przez ten czas zespół nie zmienił się. Pojawił się nowy gitarzysta tj Yuval Kremer, ale i tak zespół został przy swoim stylu. Tak jak na poprzednich płytach tak i tutaj nie trzymają się kurczowo jednego gatunku. W ich muzyce można wyłapać wpływy hardcoru, punka, heavy metalu czy nawet power metalu. Soczyste brzmienie i agresja została tutaj przerysowana z poprzedniego wydawnictwa. Jednak jest większe urozmaicenie, większa ilość przebojów i w efekcie wszystkiego jest więcej. Zespół pokazał, że chce się rozwijać i dojrzewać jako zespół. Wokalista Yakir też pokazuje się, że jest wszechstronnym wokalistą i często próbuje zaskoczyć w tej sferze. Materiał właściwie też jest urozmaicony i pełen niespodzianek, który wprowadzają w osłupienie. Szok, że album jest taki dobry, szok, że jest tyle dobrych melodii, a największym szokiem jest to, że Hamemrcult stworzył tyle przebojów. To robi wrażenie. Najpierw wkracza krótkie intro, które tylko buduje napięcie. Prawdziwa jazda zaczyna się wraz z „Rise of the Hammer”. Jest nieco wolniejsze tempo, ale to podkreśla emocje i klimat wojenny. Zespół właśnie w takiej tematyce gustuje co zresztą słychać po tym metalowym hymnie. Jednym z najostrzejszych utworów jakie stworzył Hammercult jest bez wątpienia „I live for this shit”, który porusza o życiu zespołu na rozdrożach. Tutaj właśnie można posmakować potęgi thrash metalu i tego jaki potencjał drzemie w tym zespole. Ostry riff, szybkie tempo i złowieszczy wokal to jest to co składa się na „Spoils of War” o tematyce politycznej. Z kolei taki „Ready to roll” ma w sobie pokłady rock'n rolla i czy speed metalu. W efekcie wyszedł energiczny i niezwykle melodyjny utwór. Płyta jest niezwykle dynamiczna i nie ma tu miejsca na niepotrzebne zwolnienia „Raise some Hell” to kolejna petarda i znów zespół serwuje 100 % thrash metalu. Zupełnie w innym klimacie utrzymany jest „Let it roar”, który zabiera nas w rejony melodyjnego heavy metalu i klasycznego grania. David/ Kremer to zgrany duet gitarowy i panowie starają się zaskakiwać ciekawymi pomysłami, nie poprzestawać tylko na agresji. Zadbali o aspekt techniczny jak i czysto aranżacyjny. Fani chwytliwych melodii i przebojowego charakteru solówek będą zachwyceni tym co wyprawiają ci dwaj gitarzyści. To już nie jest proste i przewidywalne pędzenie na oślep do przodu. Ich umiejętności przesądziły z pewnością o jakości takich petard jak „Altar of Pain” czy „Blood and Fire”. Na dobitkę mamy świetny „Road to Hell” który wieńczy ten album. To jest zakończenie z przytupem i fajerwerkami.

Hemmercult to nowa jakość jeśli chodzi o thrash metal. Nowy album to właściwie potwierdzenie ich wielkości i tego że potrafią nieco ożywić gatunek, który nieco skostniał. Izraelski band robi furorę i trzymają wysoki poziom, więc wszystko wskazuje że jeszcze będzie o nich słyszeć w najbliższym czasie. „Built for War” umacnia ich pozycję na rynku i pokazuje, że jest to kapela z górnej półki. Obyło się bez wad i pomyłek, a sam album od samego początku do końca trzyma w napięcie. Jeśli szukacie emocje i niezapomniane doznania muzyczne, to nowe dzieło Hammercult je wam dostarczy. Dawno nie słyszałem tak przemyślanej płyty z kręgu thrash metalu. Ta płyta to jedno z najciekawszych wydawnictw roku 2015. W skrócie tak powinien brzmieć thrash metal naszych czasów. Brawo.

Ocena: 10/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz