Strony

czwartek, 1 października 2015

HIBRIA - Hibria (2015)

Najgorsze co może spotkać zespół heavy metalowy, to próba kombinowania i chęć spróbowania czegoś nowego, odcinając się tym samym od swoich korzeni. Niestety taką decyzję podjął jeden z ciekawszych zespołów brazylijskich grających heavy/power metal. Mowa tutaj o Hibria, który od 1996 roku sukcesywnie podbijał serca fanów takiej muzyki. Początek ich kariery był bez błędny, jednak z czasem kapela zaczynała nieco kombinować i już to było słychać na „Silent Revenge”. Jednak w tym roku zespół po prostu zaskoczył swoim nowym dziełem. „Hibria” to album który jest czymś innym, czymś co nijak pasuje do twórczości tego zespołu. Tak więc stało się i jeden z ciekawszych zespołów przeżywa kryzys.

Wystarczy spojrzeć na nowoczesną, wręcz metalcorową okładkę by wiedzieć, że jest coś nie tak. Niby skład nie uległ zmianie, niby gdzieś tam słychać echa power metalu, to jednak zespół postanowił brzmieć nowocześnie, bardziej agresywnie, progresywnie. W efekcie dostaliśmy pokręcony materiał, który nie jest łatwy w odbiorze. To co wyróżniało ten zespół, te charakterystyczne zagrywki, melodie, motywy i przebojowość znikła. Zamiast tego mamy wyszukane motywy, jakieś dziwne wtrącenia i brak ciekawych pomysłów. To, że jest coś nie tak słychać w otwierającym „Pain”, który jest daleki od tego co zespół tworzył. Wokal Iuriego może nie jest taki zły, może ma to swój urok, szkoda tylko że całe instrumentalne zaplecze nie powala, wręcz odstrasza. Na plus z pewnością można zaliczyć szybszy „Abyss” , w którym można wyłapać patenty z wcześniejszych płyt. Amerykański pazur, nutka thrash metalu w „Tightrope” też sprawiają, że ten utwór może się podobać. Już nieco inny styl niż na pierwszych płytach Hibria, ale tutaj to jeszcze ma ręce i nogi. Jest zagrane z pomysłem i potrafi zapaść w pamięci. Niestety na płycie więcej jest wypełniaczy. Potwierdza to ponury „Life” czy mroczniejszy „Ghosts”. Kolejna dziwna rzecz to, że wszystkie utwory zlewają się w jedną całość. Ciężko ocenić czy słuchamy „legacy” czy to już „Ashamed”. W sumie jeszcze gdzieś tam warty uwagi jest szybszy „Church”, który ma niezłego kopa. Jest energia, jakiś polot i agresja. Dobrze to brzmi i szkoda, że zespół na tej płycie nie skomponował więcej takich miłych dla ucha utworów.

Kombinowane, eksperymenty w stylu pokazują, że zespół się rozwija i nie stoi w miejscu. Jednak często trzeba zapłacić za to odpowiednią cenę. Hibria brzmi nowocześnie, może bardziej agresywnie, ma w sobie więcej progresji, ale zatraciła swoje podstawowe cechy. Zwłaszcza przebojowość i umiejętność tworzenia atrakcyjnych melodii. Niestety „Hibria” to najgorsze dzieło Brazylijczyków i jedno z największych rozczarowań roku 2015. Szkoda.


Ocena: 3/10

4 komentarze:

  1. Smutne,ale prawdziwe... :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Kto napiszę tu, kiedy wyszła ostatnia dobra płyta z Brazylii? Dla mnie to był debiut Shaman z 2002. Od tamtej pory tykam jak kijem przez szmatę.
    Argentyna to inna sprawa :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś w tym jest, choć nowy Dragonheart dobrze się prezentuje :D

      Usuń
    2. Polecam albumy D.A.M - melodic death metal na poziomie z Brazylii. ;)

      Usuń