Pewne rzeczy się nie
zmieniają. Styl Motorhead też należy w liczyć w to, bo choć lata
lecą, Lemmy się starzeje, a przybywają płyty to i tak ich styl
jest wciąż taki sam. Szybki, energiczny, nieco bluesowy rock;n roll
z domieszką metalu i hard rocka. Dobra zabawa i szaleństwo to jest
co z czego słynie Motorhead. Można się pogubić w liczbie płyt,
można pogubić się w rozróżnieniu poszczególnych
kawałków, ale właśnie taki jest Motorhead. Można ich lubić
albo nienawidzić. Zespół regularnie wydaje albumy i nic
dziwnego że szybko po premierze „Aftershock” przyszedł czas na
kolejny czyli „Bad Magic”. Poprzedni krążek brzmiał świeżo i
wniósł sporo do dyskografii, a z pewnością pokazał, że
wciąż ich stać na udany album. Czy sukces został powtórzony?
No właśnie ciężko
jednoznacznie stwierdzić. Nie mam eksperymentowania i to żadna
nowość, jednak gdzieś uciekła ta magia i lekkość z
„Aftershock”. Tutaj mamy takie miks dobrych kompozycji i takich
nieco nijakich. Na pewno Motorhead wciąż jest sobą, wciąż
potrafi grać szybko i energicznie, wciąż gra na wysokim poziomie i
dostarcza sporo emocji. Fani hard rocka nie będą narzekać to na
pewno. Od strony technicznej jest znacznie gorzej niż na ostatnich
albumach. Brzmienie jakieś takie rozlazłe i nie dopracowane.
Jedynym plusem jest nieco przybrudzony charakter. Lemmy mimo swoich
lat wciąż dobrze radzi sobie z śpiewaniem i w sumie już „Victory
or Die” dobrze nastraja. Jest energia, ciekawy motyw, jest
chwytliwa melodia, a wszystko przypomina najlepsze lata zespołu.
Jeden z najciekawszych kawałków na płycie. Równie
dobrze wypowiedzieć się o rock'n rollowym „Thunder and
Lighting” czy cięższym „The Devil”.
Obok otwieracz warto zwrócić uwagę na pozytywnie zakręcony
„Electricity”, który pokazuje jak powinien
brzmieć album. Dobrze wypada też mocniejszy „Tell me Who to
Kill” ale można odczuć że to wszystko to za mało, by
mówić o czymś na miarę „Aftershock”.
Tak jak w przypadku
innych płyt Motorhead fajnie się tego słucha, są ciekawe melodie,
jest rock'n roll pełną parą, jest nutka szaleństwa, ale tym razem
ucierpiała jakość. Brzmienie nieco niedopracowane, wokal Lemmiego
nieco bez przekonania, do tego sam materiał nieco nierówny i
właściwie w pamięci zostają 2-3 kawałki. Dobrze widzieć, że
Lemmy i spółka dobrze się mają i wciąż nagrywają kolejne
albumy, ale może czas troszkę zwolnić i bardziej się przyłożyć?
Ocena: 6.5/10
Mozna nienawidzić MOTORHEAD?
OdpowiedzUsuńSpotkałem się niegdyś z takimi opiniami :p
OdpowiedzUsuń