Śmierć to znak
rozpoznawczy fińskiej formacji Children of Bodom. Mam jednak
wrażenie że ten band, który tak wiele zrobił dla
melodyjnego death metalu gdzieś ostatnim czasy zatracił się.
Początek był znakomity i wtedy faktycznie ta marka coś znaczyła.
Dzisiaj Children of Bodom raczej pracuje nad odbudowaniem swojej
pozycji i powrotem do korzeni. Efekt może nie do końca wychodzi,
bowiem zespół chce podtrzymać tendencje rozwoju i
zaskakiwania swoich fanów. Można rzec, że „Halo of Blood”
był pewnym punktem zwrotnym w karierze zespołu i znów było
widać że zespół wraca do gry. Na szczęście udało się tą
tendencję utrzymać i „I workship chaos” jest dobrym albumem,
który wstydu grupie nie przynosi, ale nie jest też ich
największym osiągnięciem.
To już dziewiąty album
w historii zespołu, ale słychać że to już nieco inna muzyka.
Niby dalej jest to melodyjny death metal, ale taki wymieszany z
melodyjnym heavy metalem, thrash metalem czy power metalem. Minusem
jest mniejsza liczba szybszych utworów, brak Roopa w zespole.
Na pewno sporym atutem płyty jest mocne, soczyste brzmienie, które
wypada lepiej niż na ostatnich płytach. Właściwie pod względem
technicznym ta płyta jest wręcz idealna i można tylko chylić
czoła przed muzyka. Słychać moc, agresję i taką energię bijącą
z tej płyty. Alexi przejął wszelkie obowiązki i to on odpowiada
za wszelkie zagrywki gitarowe. Z tego tytułu brakuje też nieco
urozmaicenia i agresji. Tak uleciała, szybkość i jest jakby mniej
tego elementu. Wokal z pewnością nie zawodzi i wiadomo że to wciąż
znany nam Children of bodom. Znacznie więcej angażuje się
klawiszowiec Janne Wirman, który potrafi wykreować odpowiedni
tajemniczy klimat. W połączeniu z partiami gitarowymi daje to
odpowiedni efekt. Co przyciąga uwagę od samego początku to
pomysłowa okładka, która jest znacznie ciekawsza niż
zawartość. W muzyce już takiej niespodzianki nie ma, choć
pojawiają się momenty że pojawia się szok. Miałem tak kiedy
usłyszałem promujący album „Morrigan”. Nieco
marszowy, nieco komercyjny, ale wciągający swoim klimatem i
niezwykłą melodią. To jest właśni taki nowy świeży Children of
Bodom. Wcale mi to nie przeszkadza. Dalekie to od tego co zespół
niegdyś grał, ale nowe oblicze nie jest takie złe.10 podstawowych
kompozycji mamy i zaczyna się od całkiem energicznego „I
Hurt”. Nutka thrash metalu pojawia się w mocniejszym „My
Bodom”. Można rzec, że początek płyty jest przemyślany
i ma na celu zaskoczyć fanów. Echa starego children of Bodom
pojawiają się w rozpędzonym i melodyjnym „Horns”
i to jest taki typowy kawałek tej formacji. Co fajnie wypada na
nowym albumie to pewne urozmaicenia i wtrącenia, postawienie na
klimat. To się sprawdza co słychać w „Prayer for Afficted”.
Kolejną taką petardą na płycie jest tytułowy „I workship
chaos” i mam wrażenie że przy końcówce płyty
troszkę odpuszczono. Choć mamy jeszcze nieco bardziej power
metalowy „Hold Your Tongue”. Słabszym ogniwem jest
spokojniejszy „Suicide Bomber”. Całość zamyka
szybszy „Widdershins” który też można
śmiało zaliczyć do tych mocniejszych momentów nowego
albumu.
Nowe album Children of
Bodom to zawsze powód do radości, zwłaszcza że nowy album
jest naprawdę solidny. Postawiono na mocne riffy, na ciekawe melodie
i to za punktowało. Przede wszystkim plus za pewne elementy
zaskoczenia jak choćby te w „Morrigan” no i za wysokiej klasy
brzmienie. Teraz już pozostaje tylko popracować nad materiałem, by
następnym razem był bez błędny. Póki co jest dobrze i
czekam na rozwój tej sytuacji.
Ocena: 7.5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz