Strony

czwartek, 14 stycznia 2016

DRAGONY - Shadowplay (2015)

Pamiętam te czasy kiedy mieliśmy do wyboru wiele różnych albumów power metalowych i o to różnych stylizacji. Rok 2015 jest na swój sposób rokiem który znów pokazuje różne formy power metalu i naprawdę jest w czym wybierać. Ostatnio brakowało mi power metalu w stylu Rhapsody, Hamerfall, czy Dionysus. Jednym z takich zespołów, który gdzieś zmieszał te zespoły jest Gloryhammer. Dobrym kompanem dla tej formacji jest też austriacki Dragony. Kapela w 2011 r błysnęła naprawdę solidnym debiutem w postaci „Legends” i teraz po 4 latach powraca z nowym krążkiem. „Shadowplay” to dzieło kompletne i krok na przód jeśli chodzi o Dragony. Dlaczego?

Zespół postanowił się jeszcze bardziej rozwinąć i jeszcze bardziej dopracować swój materiał jak i styl. Zespół dalej trzyma się epickiego power metalu, w którym nie brakuje symfonicznych czy też bardziej progresywnych smaczków. Słychać też progres i pewne zmiany. Zespół jakby bardziej postawił na dynamikę, na zróżnicowanie i na przebojowość. Skrzydła rozwinął wokalista Samer, którego wokal jest bardziej przejrzysty i słychać że pracował sporą nad techniką. Dzięki niemu kawałki są podniosłe i mają w sobie sporo emocji. Kawał dobrej roboty odwalają z pewnością również Simon i Andreas, którzy odpowiadają za sferą gitarową. Co utwór to inny motyw, to inna historia i inne rozplanowanie. Taki otwierający „Wolves of The North” to taki europejski power metal z połowy lat 90 i taki hołd dla Rhapsody czy Dionysus. Dobrze wtrącone zostały tutaj klawisze i same budowanie napięcie jest imponujące. Jeszcze większa dawka power metalu i dynamiki jest w rozpędzonym „Shadowrunner”, który jest jednym z najlepszych utworów na płycie. Z kolei klimatyczny i spokojny „The Maiden's cliff” zabiera nas do świata Blind Guardian. Dragony przede wszsytkim na nowym albumie nie boi się mieszać różne patenty i wzbogacać kompozycje pod względem aranżacji. W takim „Warlock” mamy wręcz przepych, ale fanom ostatniego albumu Blind Guardian czy starych płyt Rhapsody może taka forma kompozycji przypaść do gustu. Na pewno plusem jest to, że w takich kawałkach jak właśnie „Warlock” czy „Babylon” że sporo się dzieje i nie ma mowy o nudzie. Nie brakuje prostych i chwytliwych kompozycji co potwierdza to choćby „Dr. Agony” czy nieco słodszy „Unicorn Union”. Jak sami widzicie płyta jest naprawdę urozmaicona i nie ma mowy o kurczowym trzymaniu się jednego motywu. Najbardziej kontrowersyjnym kawałkiem na płycie jest nieco dyskotekowy „True Survivor”, który jest coverem Davida Hasselhoffa.

Mimo pewnych słabszych momentów, mimo tego że nie ma tutaj niczego odkrywczego to i tak „Shadowplay” zasługuje na uwagę. Zwłaszcza tym albumem powinni zainteresować się fani Rhapsody, hammerfall czy Blind Guardian. Mamy tutaj nacisk na podniosłość, epickość i zróżnicowane motywy. Jest szybkość i wiele urozmaiceń w samej stylizacji co chroni album przed monotonią i utartym schematem. Solidna płyta, która nie zawiedzie słuchaczy, którzy gustują w takich klimatach.

Ocena: 8/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz