To
już 26 lat działalności niemieckiej formacji Paragon. Jeden z
najbardziej niedocenionych zespołów, który nigdy nie
zdobył takiej sławy na jaką zasłużył. Zespół, który
działa sukcesywnie od 1990, który nagrał znakomite albumy,
które zapisały się w historii heavy/power/speed metalu.
„Steelbound” czy „Law of The Blade” to prawdziwe klasyki
gatunki i kwintesencja niemieckiego heavy/power metalu. Paragon
stworzył swój styl, który był pochodną Grave Digger,
Iron Savior czy Gamma Ray, ale tak to już jest w niemieckim obozie,
że wiele zespołów ma wiele wspólnego ze sobą. Wydany
w 2012 r „Force of Destruction” był przebudzeniem mocy i
naprawdę zespół przeszedł sam siebie. Nagrali klasyczny
album i Piet Sielck znów zadbał o jakość muzyki zawartej na
płycie. Duet Sielck i Paragon to machina nie do zatrzymania. Minęły
4 lata a apetyt na muzykę tej niemieckiej formacji wzrósł i
chce się jeszcze więcej takiego heavy/power metalu. Czas na „Hell
Beyond Hell”. Sprzedałem duszę diabłu by poznać prawdę o tej
płycie. Premiera 18 marca 2016, ale już teraz pozwolę Wam
przybliżyć jaki jest nowy album Niemców.
Paragon
to doświadczenie i wieloletnia gwarancja jakości. „Hell Beyond
Hell” to przecież 11 album niemieckich weteranów i nie ma
tutaj miejsca na wpadkę. Słychać, że to płyta zespołu który
wie co robi, który wie jak zadowolić słuchacza i
wykorzystuje swoje atuty na korzyść. Styl został bez zmian i mamy
jakby rozwinięcie pomysłów z „Force of Destruction”. To
akurat jest bardzo dobry pomysł, co by pozyskać jeszcze nowych
fanów. Tamten album to była perełka i w sumie najnowsze
dzieło wiele mu w tym nie ustępuje. Podobny charakter, podobny
rozkład utworów, podobny feeling, takie samo ostre i mocne
brzmienie wykreowane ponowne przez Pieta Sielcka. Ta współpraca
z nim służy zespołowi. Jednak są tez pewne zmiany w składzie,
które sprawiły że album brzmi jeszcze bardziej klasycznie i
jeszcze bardziej świeżo. Do zespołu powrócił martin
christian, który był z Paragon od samego początku. To on był
przy tym jak powstawał taki „Law of the Blade”. Jego wkład w
nowy materiał jest słyszalny. W dodatku stworzył naprawdę ciekawy
duet z Janem Bertramem. Stawiają na technikę, na klimat i prawdziwą
jazdę bez trzymanki. Nie brakuje petard, nie brakuje urozmaicenia i
elementów zaskoczenia. Prawdziwy miszmasz i klasyczny
materiał, który porwie fanów największych dzieł tej
formacji. Za okładkę odpowiada Lars Paukstadt, co jeszcze bardziej
przywołuje wspomnienia o najlepszych dziełach Paragon. Mówi
się, że to najlepszy skład Paragon i w sumie nie jest to wcale
przesadne stwierdzenie. Jest chemia i muzycy dobrze czują się ze
sobą. W efekcie dostajemy kolejny wielki album tej formacji. „Rising
Forces”
to jeden z najlepszych otwieraczy w historii płyt Paragon. Prawdziwa
petarda. Mocny, agresywny riff, który ociera się o thrash
metal, no i ten typowy dla Niemców refren. Kawałek bardzo
energiczny i w dodatku pokazuję wysoką formę muzyków,
zwłaszcza gitarzystów. Metalowy hymn na sam start? Czemu nie.
Pomysłowość to atut od lat w przypadku Paragon. W „Hypnotized”
pokazuje właśnie tą cechę. Ciekawy, naprawdę hipnotyzujący riff
i odpowiednia dynamiką czynią ten kawałek killerem. Fani Gamma Ray
czy Iron Savior będą w siódmym niebie. W wolniejszym tempie
jest utrzymany tytułowy „Hell Beyond Hell”.
Tutaj zespół zabiera nas w rejony klasycznego Judas Priest
czy Accept. Echa najlepszych płyt metalowych można wyczuć w
epickim, marszowym „Heart of the Black”.
Tutaj można przekonać jak dobrze radzi sobie nowy perkusista Soren
Tuckenburg. Sam utwór jest bardzo rozbudowany, ale też
pokazuje że zespół potrafi grać łagodniej, bardziej
komercyjnej i w sumie nie tracić na mocy. Bardzo melodyjny przebój,
który zasługuje na odrębną recenzję. Kto lubi wojnę
gangów i do tego thrash metalowy feeling ten od razu polubi
rozpędzony „Stand Your Ground”,
który jest kolejnym killerem. Refren oddaje nie tylko ducha
klasycznych albumów Paragon, ale też Iron Savior. To też
dowód na to, że Christian odgrywa kluczową rolę w muzyce
niemieckiej formacji. Horror „Pociąg z mięsem” Clive'a Barkera
zainspirował muzyków i w efekcie powstał toporny i dość
mroczny „Meat Train”.
Jedną z najlepszych kompozycji na płycie jest bez wątpienia szybki
i agresywny „Buried in Blood”,
który momentami przypomina nawet stary dobry Slayer. To jest
właśnie to co lubię w Paragon. Potrafią stworzyć prawdziwy
killer, który przejdzie wszelkie nasze oczekiwania. Dobra
robota i oby jak najwięcej takich kawałków w heavy/power
metalowym światku. Nowy album zaskakuje pod względem epickości i
długich kawałków. Drugim takim zaskoczeniem na płycie jest
„Devils Waitingroom”.Bardzo
ciekawa kompozycja, która zaczyna się jak jedna z ballad
Scorpionsów, potem nabiera bardziej mrocznego, wręcz doom
metalowego charakteru. Popis gitarzystów w tym kawałku jest
godny uwagi i zasługuje na owacje na stojąco. Jeden z pierwszych
utworów który powstał w ramach nowego album. Co
ciekawe konstrukcja nie jest typowa dla Paragon, a mimo to brzmi jak
jeden z ich kawałków. Bonusem na płycie jest klasyczny
„Thunder in the dark”,
który utrzymany jest w średnim tempie. Fani Judas Priest i
Iron Savior będą zachwyceni. Przy tworzeniu tego kawałka maczał
sam Piet Sielck.
Na
takie płyty warto czekać, nawet jeśli są to 4 lata. Paragon znów
nagrał świetny album bardzo heavy metalowy, bardzo energiczny i
dobrze wyważony. Nowy perkusista dobrze się sprawdza, a powrót
do składu Martina Christiana to taka wisienka na torcie. Płyta
wypchana po brzegi killerami i nie ma mowy tutaj o nudzie czy
wypełniaczach. Idealny przykład jak powinien brzmieć heavy/power
metal na wysokim poziomie. Paragon przeżywa drugą młodość i
czekam na kolejne wydawnictwa, bo na tym się nie skończy. Jak się
wybrać do piekła to tylko z Paragon i ich albumem. Polecam. Klasa
sama w sobie.
Ocena:
9.5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz