Messenger to jeden z tych
zespołów, który zalicza się do grona tych
najmocniejszych i najciekawszych niemieckich bandów
heavy/power metalowych. Kapela miała swój mały epizod w
latach 90, kiedy to wydali dwa albumy i zaznaczyli swoją obecność
w historii niemieckiego heavy/power metalu. Jednak potem mieli
cięższy okres w swojej działalności i właściwie powrócili
w 2000 roku po kilku latach przerwy. Powoli zaczęli odbudowywać
swoją pozycję na rynku i w roku 2013 r wydali „Starwolf part 1 –
The Messengers” i ten album pokazał że powrócili na dobre.
To było prawdziwe zaskoczenie, bo zespół wydał jeden ze
swoich najlepszych kawałków, pokazując tym samym że dopiero
się rozkręcają i ostatniego słowa nie powiedzieli. Po dwóch
latach przyszedł czas na drugą część „Starwolf”, szkoda
tylko że materiał został nagrany z nowym wokalistą. Francis Blake
zajął miejsce Siegfrieda Schublera. Zaczął się nowy rozdział
niemieckiego Messenger.
Sami muzyce lubią
trzymać się w klimatach s-f, opowiadając nam o piratach
przestworzy i przygodzie w przestrzeni kosmicznej. Taka tematyka
pasuje do tego co grają i tutaj nic bym nie zmienił. Nowy wokalista
też odnalazł się w muzyce niemieckiej formacji i mamy do czynienia
z prawdziwym power metalowym wokalistą. Potrafi śpiewać
zadziornie, ale i klimatycznie wtedy kiedy trzeba. Druga część
„Starwolf” podobnie jak i pierwsza jest zbudowana w oparciu o
energiczne solówki, o melodyjne motywy i taką lekkość,
która pokazuje że muzyka pochodzi prosto z serca. Dostajemy
zatem prawdziwy niemiecki heavy/power metal, który przybliża
nas do takich kapel jak Majesty, Gamma Ray, Iron Savior czy nawet
Running Wild. Nad soczystą produkcją czuwał Charles Grywolf z
Powerwolf, co jeszcze bardziej podkreśla jakość tej płyty. Jest
melodyjnie, nie brakuje hitów, choć nieco brakuje pazura i
takiego prawdziwego kopa w niektórych momentach. Zaczyna się
mocno bo od szybkiego „Sword of the Stars”, który
osadzony jest w klimatach Running Wild. Widać zespół po
nagraniu kilku coverów tego bandu, nie może porzucić
niektórych motywów. Dalej mamy nieco lżejszy i
bardziej folkowy „Privateers Hymn”, który
pokazuje że zespół nie trzyma się kurczowo jednej melodii.
Jeśli chodzi klimat i umiejętność budowania napięcia to zespół
też z tym dobrze sobie radzi i dowodem na to jest „Wings of
Destiny”. Prosty, melodyjny heavy metalowy kawałek. Nieco
słabszy wydaje się stonowany i bardziej romantyczny „Frozen”,
który pełni rolę ballady. Do grona najlepszych kawałków
w sumie trzeba zaliczyć hard rockowy „Pleasure Synth”,
power metalową petardę „Novastorm” czy hit
„Warrior's Ride” która ma to co najlepsze z
Gamma Ray i Running Wild. Z kolei „Wild Dolly” to
taki klasyczny heavy metal w stylu Accept i to taki hołd dla swojej
rodzimej sceny metalowej. Całość zamyka już bardziej podniosły i
klimatyczny „Fortress of Freedom”, który też
pokazuje, że zespół trzyma formę i nawet zmiana wokalisty
nie powstrzymała ich przed osiąknięciem sukcesu.
Pierwsza część
„Starwolf” odniosła sukces i zebrała sporo grono wielbicieli.
Tamten album był energiczny i wypchany przebojami. To samo mamy przy
drugiej części. Ten sam styl i jakość została zachowana i choć
za sitkiem jest nowy wokalista to i tak udało się zachować
płynność i swój charakter. „Novastorm” to taki
klasyczny niemiecki heavy/power metal, który jest skierowany
do maniaków takich kapel jak Majesty, Gamma Ray, Iron savior
czy Running Wild. Polecam.
Ocena: 8.5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz