Strony

poniedziałek, 15 lutego 2016

MESSENGER - Starwolf part II: Novastorm (2015)

Messenger to jeden z tych zespołów, który zalicza się do grona tych najmocniejszych i najciekawszych niemieckich bandów heavy/power metalowych. Kapela miała swój mały epizod w latach 90, kiedy to wydali dwa albumy i zaznaczyli swoją obecność w historii niemieckiego heavy/power metalu. Jednak potem mieli cięższy okres w swojej działalności i właściwie powrócili w 2000 roku po kilku latach przerwy. Powoli zaczęli odbudowywać swoją pozycję na rynku i w roku 2013 r wydali „Starwolf part 1 – The Messengers” i ten album pokazał że powrócili na dobre. To było prawdziwe zaskoczenie, bo zespół wydał jeden ze swoich najlepszych kawałków, pokazując tym samym że dopiero się rozkręcają i ostatniego słowa nie powiedzieli. Po dwóch latach przyszedł czas na drugą część „Starwolf”, szkoda tylko że materiał został nagrany z nowym wokalistą. Francis Blake zajął miejsce Siegfrieda Schublera. Zaczął się nowy rozdział niemieckiego Messenger.

Sami muzyce lubią trzymać się w klimatach s-f, opowiadając nam o piratach przestworzy i przygodzie w przestrzeni kosmicznej. Taka tematyka pasuje do tego co grają i tutaj nic bym nie zmienił. Nowy wokalista też odnalazł się w muzyce niemieckiej formacji i mamy do czynienia z prawdziwym power metalowym wokalistą. Potrafi śpiewać zadziornie, ale i klimatycznie wtedy kiedy trzeba. Druga część „Starwolf” podobnie jak i pierwsza jest zbudowana w oparciu o energiczne solówki, o melodyjne motywy i taką lekkość, która pokazuje że muzyka pochodzi prosto z serca. Dostajemy zatem prawdziwy niemiecki heavy/power metal, który przybliża nas do takich kapel jak Majesty, Gamma Ray, Iron Savior czy nawet Running Wild. Nad soczystą produkcją czuwał Charles Grywolf z Powerwolf, co jeszcze bardziej podkreśla jakość tej płyty. Jest melodyjnie, nie brakuje hitów, choć nieco brakuje pazura i takiego prawdziwego kopa w niektórych momentach. Zaczyna się mocno bo od szybkiego „Sword of the Stars”, który osadzony jest w klimatach Running Wild. Widać zespół po nagraniu kilku coverów tego bandu, nie może porzucić niektórych motywów. Dalej mamy nieco lżejszy i bardziej folkowy „Privateers Hymn”, który pokazuje że zespół nie trzyma się kurczowo jednej melodii. Jeśli chodzi klimat i umiejętność budowania napięcia to zespół też z tym dobrze sobie radzi i dowodem na to jest „Wings of Destiny”. Prosty, melodyjny heavy metalowy kawałek. Nieco słabszy wydaje się stonowany i bardziej romantyczny „Frozen”, który pełni rolę ballady. Do grona najlepszych kawałków w sumie trzeba zaliczyć hard rockowy „Pleasure Synth”, power metalową petardę „Novastorm” czy hit „Warrior's Ride” która ma to co najlepsze z Gamma Ray i Running Wild. Z kolei „Wild Dolly” to taki klasyczny heavy metal w stylu Accept i to taki hołd dla swojej rodzimej sceny metalowej. Całość zamyka już bardziej podniosły i klimatyczny „Fortress of Freedom”, który też pokazuje, że zespół trzyma formę i nawet zmiana wokalisty nie powstrzymała ich przed osiąknięciem sukcesu.

Pierwsza część „Starwolf” odniosła sukces i zebrała sporo grono wielbicieli. Tamten album był energiczny i wypchany przebojami. To samo mamy przy drugiej części. Ten sam styl i jakość została zachowana i choć za sitkiem jest nowy wokalista to i tak udało się zachować płynność i swój charakter. „Novastorm” to taki klasyczny niemiecki heavy/power metal, który jest skierowany do maniaków takich kapel jak Majesty, Gamma Ray, Iron savior czy Running Wild. Polecam.

Ocena: 8.5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz