Amulance to mało
rozpoznawalna kapela heavy/speed/power metalowa działająca w latach
80. Wtedy właśnie dali się poznać fanom dzięki udanemu debiutowi
„Feel The Pain”. To był rok 1989, a Amulance grał ostry heavy
metal, który miał sporo elementów speed/thrash metalu.
Wyróżniali się na tle innych amerykańskich formacji poprzez
niezwykłą melodyjność i specyficzny wokal Rika Baeza. Kapela,
która powstała w Aurora na przestrzeni 1984 roku. W roku 1990
zakończył się pierwszy okres zespołu. Potem próbowali
powrócić na dobre w 2009 r ale się nie udało, dopiero w
roku 2012 udało się skutecznie reaktywować band. Na koncertach się
nie skończyło i zespół rozpoczął intensywne prace nad
nowym materiałem. Po 27 latach od wydania debiutu Amulance powraca z
drugim wydawnictwem tj „Unleash The beast”. Czy warto było
czekać tyle lat na ten album? Czy Amulance odnajduje się
współczesnych czasach? Czy nowy materiał dorównuje
debiutowi?
Wiele pytań, wiele
wątpliwości, które jeszcze bardziej wzbudzały ciekawość
czy Amulance jest wstanie nagrać wartościowy materiał. Ze starego
składu został wokalista Rik Beaz oraz gitarzysta Bob Luman. Obaj
panowie są w formie i wiedzą jak grać heavy/power metal. Jednak
Amulance jest już nieco innym zespołem. Niby Rik dalej śpiewa
specyficznie i nadaje kompozycjom odpowiedniej agresji, a Bob stara
się wygrywać energiczne i dynamiczne partie. Słuchając nowego
materiału można szybko dojść do wniosku, że upływ czasu miał
ogromny wpływ na styl zespołu. Niby jest to heavy/power metal w
amerykańskiej odsłonie, ale jest więcej toporności i mniejsza
ilość przebojów. Na pewno na plus można zaliczyć nieco
przybrudzone brzmienie, które ma wiele wspólnego z tym
z lat 80. Dzięki temu taki otwierający „Warrior Song”
wypada korzystnie i przypomina debiut pod wieloma aspektami. W samej
muzyce Amulance można doszukać się wpływów Queensryche,
Mercyful Fate, Saxon czy Iron Maiden. Klasyczny heavy metal z
przebojowym motywem w roli głównej zawsze jest w cenie.
„Damages” to przykład, że mimo zespół
mimo upływu lat potrafi grać agresywnie i z pazurem. Nutka
progresji przypomina najlepsze dokonania Queensryche czy Dream
theater. Bob i Steve Michals, który dołączył w 2015 r
tworzą zgrany duet i ich partie gitarowe są soczyste i mocarne.
Każdy z nich brzmi solidnie i nie ma co narzekać na ten aspekt.
Szkoda tylko, że mało tutaj atrakcyjnych i godnych zapamiętania
riffów. Wszystko momentami brzmi tak na jedno kopyto. Można
było wiele zrobić by urozmaicić owy materiał i wepchać tutaj
więcej charakterystycznych przebojów. „Unleash The
Beast” jest toporny i może przypominać niektóre
kawałki Accept. Zespół nie kryje swoich korzeni i
fascynacją klasyką amerykańskiego heavy/power metalu co pokazuje w
„Forsaken”, który ma coś z starego Metal
Church. Miłym zaskoczeniem na płycie jest nieco hard rockowy „Ghost
of Yestaryears”. Nowy album mimo nieco rzemieślniczego
charakteru ma prawdziwe petardy i jedną z nich jest nieco thrash
metalowy „Changes”, czy nieco Iron Maidenowy „Blood
of Innocent”. Sekcja rytmiczna choć nowa i jeszcze nie w
pełni zgrana, ale jednak daje sobie radę, co zresztą słychać w
dynamicznym „Edge of Lies”, który śmiało
mógłby znaleźć się na debiutanckim albumie. Warto zwrócić
uwagę również na „Poseidon” mający pewne
elementy Judas Priest. Na koniec klasyka w postaci „Children
of The Sea” i hołd dla Black Sabbath.
Wrócił kolejny
band z lat 80 i nie mają się czego wstydzić. Warto było czekać
27 lat na drugi album amerykańskiej formacji, która wierna
jest tradycjom i swoim korzeniom. Troszkę mało przebojów,
troszkę zbyt dużo toporności, ale cel został osiągnięty. Nowy
album naprawdę wypalił i pokazuje, że warto było powrócić
i zaskoczyć fanów nową muzyką. Bestia została uwolniona i
czekam na kolejny atak Amulance.
Ocena: 7.5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz