10 lecie istnienia
obchodzi w tym roku kanadyjski Cauldron. Jest to kolejny młody
band, który powstał w celu podtrzymywania żaru klasycznego
heavy metalu. Co raz więcej pośród nas kapel grających na
wzór Iron Maiden, W.A.S.P, Judas Priest, ale to cieszy że
takie kapele jak Steelwing, Enforcer, Striker czy właśnie Cauldron
zabierają nas w sentymentalną wycieczkę do lat 80. Cauldron jest w
biznesie 10 lat i nagrał w sumie 4 albumy, z czego „In ruin” to
najnowsze dzieło tej formacji. Nic nowego nie prezentują, nie
szukają nowych inspiracji, ani nie zdradzają swojego charakteru. Ta
płyta to kwintesencja ich stylu, amerykańskiego heavy metalu lat 80
i nie tylko. Czasami stawiając na proste rozwiązania i korzystanie
z sprawdzonych motywów można więcej osiągnąć niż dzięki
kombinowaniu. Można podpaść fanom, że nie tworzy się nic nowego,
że wszystko jest wtórne i mało oryginalne. Jednak czy
naprawdę tylko to się liczy? Grunt, żeby płyta miała odbiorców,
swoich fanów, swoich zagorzałych wyznawców, którzy
staną w obronie danej płyty. Cauldron to sprawnie działająca
machina, która jeszcze nie wydała wadliwego produktu, a już
ich marka zaczyna być rozpoznawalna. Kiedy nagrywa się takie albumy
jak „In ruin” i nagrywa się takie proste hity „No
Return/ In Ruin” to można wiele zdziałać. Płyta cechuje
się klasyczną okładką z nutką grozy i klimatycznym brzmieniem
wzorowanym na latach 80. Do tego dochodzi specyficznym wokal Jasona,
który idealnie współgra z warstwą instrumentalną.
Jest szybka i dobrze zgrana sekcja rytmiczna i wszędobylski Ian
Chains, którego partie gitarowe napędzają ten album.
„Empress” to przykład, że można tworzyć
klimatyczny utwór, a zaraz stworzyć coś bardzo klasycznego.
Ile razy już słyszeliśmy podobne kawałki, ile razy się tym
zachwycaliśmy i to wciąż działa na słuchaczy. Prawdziwa klasa
sama w sobie. Zwłaszcza cieszy fakt, że zespół potrafi grać
prawdziwy speed metal na wysokich obrotach. Taki „Burning at
both Ends” to kwintesencja gatunku heavy/speed metal. Niby
prosty pomysł, a daje tyle radości i takie wrażenie robi na
słuchaczu. To nie koniec przyjemności, bowiem Cauldron ma jeszcze
kilka asów w zanadrzu. „Hold Your Life” to
taki ukłon w stronę Accept z okresu „Metal Heart”. Skoro taki
rytmiczny „Come not Here” potrafi urzec mroczny
klimatem. Bardzo dobrze prezentuje się basista w „Santa Mira”. W
końcu to on buduje tutaj napięcie i tworzy ciekawy główny
motyw. Troszkę Iron Maiden tutaj usłyszymy, ale czy to źle? Dawno
nie słyszałem tak udanego klasycznego heavy metalu, a to już
tylko dobrze świadczy o Cauldron. „Corridors of Dust”
i instrumentalny „Delusive Serenade” pokazują
elastyczność kapeli. Potrafi zaskoczyć i zabrać nas do mrocznego,
ponurego świata przesiąkniętego nutką doom metalu. Na deser
dostajemy hit w postaci „Outrance”. 40 minut
klasycznego heavy/speed metalu to dobrze wyważona porcja dla
prawdziwego fana. Jeśli wychowaliście się na twórczości
Accept, Dio, Iron Maiden czy Judas Priest to Cauldron jest
przeznaczony dla Was. Panowie grają bardzo klasycznie i dbają o
każdy szczegół. Najnowszy album „In ruin” zasługuje na
szczególną uwagę bo jest to jeden z ich najlepszych
wydawnictw. Mocna rzecz.
Ocena: 8.5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz