Savior From Anger to w
zasadzie włoski zespół, który gra agresywny, nieco
toporny heavy/power metal w klasycznej odsłonie. Co ciekawe nie
słychać patentów charakterystycznych dla tamtejszej sceny
metalowej, zamiast tego jest sporo elementów wyjętych z
amerykańskiego power metalu spod znaku Attacker, Vicious Rumors czy
Metal Church. Sprawa jest o tyle śmieszniejsza, że ostatnio ten
zespół zasilił kultowy wokalista Attacker, a mianowicie Bob
Mitchel. Jest to żyjąca legenda i jego obecność w zespole dodaje
skrzydeł i otwiera zupełnie nowy rozdział dla Savior From Anger.
Skład całkowicie uległ zmianie. Na basie pojawił się Frank
Fiordellisi, na perkusji Michael Kusch i dzięki temu kapela brzmi
świeżo i bardziej dojrzale. W nowym składzie został nagrany nowy
album w postaci „Temple of Judgment”, który w rzeczy samej
jest hołdem dla US power metalu. Miło jest widzieć, że Bob
Mitchel jest w formie i że śpiewa w typowym dla siebie stylu. Może
już nie ma takiego ognia jak w latach 80, ale wciąż potrafi nadać
utworom agresywności i bardziej amerykańskiego klimatu. Skojarzenia
z Attacker są niemal od początku do końca płyty. Nowa płyta to
nowa jakość i zespół rozpoczyna kolejny jakże ważny
rozdział swojej kariery. Akurat „Temple of Judgment” to jeden z
najciekawszych wydawnictw tej kapeli. Nie chodzi już o to, że udało
się nagrać prawdziwie amerykański album power metalowy, który
przypomina najlepsze lata Metal Church czy Attacker. Istotą tego
dzieła jest to, że pokazuje że tak doświadczona kapela jest
wstanie jeszcze czymś zaskoczyć i stworzyć album, który
poruszy rynek, serca fanów. Dopracowane brzmienie, miła dla
oka okładka pokazuje jak zespół przygotował się tym razem.
Zadbano o każdy drobny szczegół co pozwoliło nagrać album
niemal perfekcyjny. Błędem jest w sumie to, że muzycy jakby
bardziej skupili się na agresywnych riffach, dynamice i o tym by
nagrać bardziej amerykański krążek, pomijając przy tym aspekt
przebojowości. Szkoda, bo tak nie wiele brakowało by stworzyć
idealne dzieło. Co mi się podoba w tym krążku to różnorodność
jeśli chodzi o materiał, a także wykorzystanie doświadczenia Boba
Mitchela i Craiga Wellsa znanego z kultowych płyt Metal Church. To
oni przyczynili się do tego, że Savior From anger nagrał tak
wyjątkowy album. Zaczyna się dość tak klasycznie bo od prostego i
przebojowego „Across The Sea”, który ma coś
z Metal Church. Nie ma odkrywania na nowo heavy/power metalu i
próbowania tworzenia czegoś ponadto. Dostajemy w istocie to
na co każdy z nas tam po cichu czekał. Mikstura Attacker i Metal
Church sprawdza się i przynosi pożądane rezultaty. Mroczniejszy i
bardziej toporny „In the Shadows”, który
pokazuje nam Savior From Anger z nieco innej strony. Marszowy „Bright
Darkness” w swojej strukturze nasuwa nam brytyjskie kapele
z lat 80. Jest lżejszy, bardziej przebojowy, ale to żadna ujma. Na
tego typu płytach zawsze wielkie emocje wzbudzają prawdziwe
petardy, które imponują energią agresją i dynamiką. Tak
też jest z „The Eye” czy złowieszczym
„Thunderheads”, które wpasowują się w
kanon twórczości Metal Church. Bez wątpienia jest to jeden z
mocniejszych punktów tej płyty. Power metal pełną gębą
mamy w energicznym „Chosen Ones”, który
pokazuje potencjał zespołu i jego prawdziwą moc. Spokojniejszy i
bardziej hard rockowy „Starlight” jest dowodem na
to, że panowie odnajdują się nawet w balladach. Końcówka
płyty w żaden sposób nie zwalnia tempa. „The Eyes
open wilde” to jeden z najostrzejszych kawałków na
płycie i tutaj zespół momentami ociera się nawet o thrash
metal. Jedynie czego można żałować, że zespół nie
stworzył cały album w takiej tonacji. Dynamiczny „Repetance”
i melodyjny „Temple of Judgment” znakomicie
podsumowują album pokazując jego prawdziwy potencjał. Ciężko
wytknąć błędy i jakieś wady. Na pewno łatwiej pisać o
zaletach. Dobrze wyważony materiał który jest wypchany po
brzegi ostrymi kawałkami i dobrymi melodiami. Do tego jeszcze
kultowy wokalista Attacker i gitarzysta Metal Church. Czego można
chcieć więcej? Prawdziwy hołd dla amerykańskiego power metalu.
Savior From Anger pokazał Metal Church, że też ich stać na
wysokiej klasy album. Oby jak najwięcej takich płyt w wykonaniu
włoskiej formacji.
Ocena: 9/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz